I zapowiada, że jest „jeśli istniejące prawo nie wystarczy, KE rozważy propozycje specjalnych przepisów". Komisja środowiska Parlamentu Europejskiego ma już inny raport, który kładzie nacisk na potencjalne groźby dla środowiska, mogące wynikać z eksploatacji łupków.
Trudno nie zgodzić się z europosłem PiS Konradem Szymańskim, którego zdaniem komisja PE dąży do tego, by Komisja Europejska nałożyła obowiązek dodatkowych, kosztownych i czasochłonnych analiz oddziaływania na środowisko tych inwestycji. Według Szymańskiego jest to wstęp do biurokratycznego obciążania projektów wydobycia gazu łupkowego w UE – tak, by eksploatacja jego złóż się w Polsce nie opłacała.
Trudno nie dostrzec, że taki obrót sytuacji byłby sprzeczny z najważniejszym chyba interesem Polski, jakim jest zdywersyfikowanie pozyskiwanego gazu, zmniejszenie kolosalnej w tej mierze zależności od rosyjskiego dostawcy. Trudno też nie zauważyć, że interesy tego dostawcy są diametralnie odmienne. I trudno nie zwrócić uwagi na fakt, że w całkiem niedawnej przeszłości ów dostawca wykazał się umiejętnością efektywnego wspierania tych ruchów społecznych na Zachodzie, których ekologistyczne wizje były zgodne z realnym interesem rosyjskim. A także poszczególnych polityków, których z owym dostawcą wiązały i wiążą interesy – także osobiste interesy.
Oczywiście nie należy popadać w panikę. Nie jesteśmy zdradzeni ani otoczeni wrogami, nie padliśmy ofiarą nowej Jałty. Tym niemniej zagrożenie, o którym mówi Szymański, jest realne.
I wymaga od Polski zręcznego i efektywnego przeciwdziałania. Gromadzenia sojuszników, lobbowania, przekonywania, prowadzenia zakulisowych targów („w zamian za wasze wsparcie w sprawie łupków my wam damy coś innego, na czym wam zależy").