Ziemkiewicz: Pozycja misjonarska

Jak tu się zdziwić, kiedy nic już nie jest w stanie człowieka zdziwić? A co może zdziwić w kraju, w którym Stefan Niesiołowski pozostaje od trzech lat jednym z marszałków Sejmu, a do psychiatryka wysyła się zupełnie kogo innego?

Aktualizacja: 16.07.2011 14:04 Publikacja: 16.07.2011 13:33

W którym oszołomami nazywa się dziennikarzy ostrzegających przed beztroskim zadłużaniem państwa i domagających się poszanowania interesu narodowego, a przyznaje się takie miano Jackowi Żakowskiemu, postulującemu a to stuprocentowy podatek spadkowy, a to legalizację związków kazirodczych? Nic, cholera, zdziwić nie może. Nawet dołączenie się przez salonowców do protestu przeciwko odwołaniu szefa TVP Kultura i zastąpienie go panią, której kompetencje są takie, że należy do właściwego towarzystwa. No i że swego czasu zmieniła podupadły „Przekrój” w „tygodnik powszechny dla niewierzących”, czym dobiła go jeszcze bardziej (co prawda, tygodnik powszechny dla niewierzących to jeszcze i tak było coś dla kogoś;  obecnie „Przekrój” jest zupełnie już nie wiadomo czym dla zupełnie nie wiadomo kogo, ale posiadającego i-poda; albo może odwrotnie).

 

Co się nagle na Czerskiej nie podoba? Po to przecież został udek szefem telewizji, żeby promować w niej udecję, taka jest oczywista „misja” telewizji publicznej, więc o co chodzi? Poza tym argumenty pana prezesa są silne: „ogólna zmiana koncepcji”. Znam akurat ten argument bardzo dobrze, bo na przykład mój „Antysalon”, kiedy mimo iż robiony praktycznie za darmo, na słabej antenie i w niewygodnej dla publicystyki porannej porze, utrzymywał twardo 10 procent udziału i pół miliona widzów, też padł ofiara właśnie „ogólnej zmiany koncepcji”, w ramach której zaistniała konieczność zastąpienia go programem „lajfstajlowym”, w szczycie zdolnym zgromadzić jakieś bodaj sto trzydzieści tysięcy widzów. W dzikim kapitalizmie na ludzi, którzy podjęli taką decyzję, udziałowcy złożyli by wniosek do prokuratury z paragrafu o działaniu na szkodę spółki; a w telewizji „publicznej” wszyscy o ile wiem nadal mają się świetnie, niektórzy nawet zostali awansowani. Należy więc uznać, że było to działanie jak najbardziej w logice firmy, która wszak nie powinna się skupiać na oglądalności, ale na „misji”. A jaka to misja, to przecież pan wiesz, a ja się domyślam.

 

W każdym razie ani panu Braunowi, ani pani Janowskiej tłumaczyć tego nie trzeba. A poza tym kultura wysoka to wszak z definicji to, czego nikt czytać, oglądać ani słuchać nie chce. I tutaj nie ma najmniejszych wątpliwości, że osoba byłej naczelnej „Przekroju” gwarantuje, iż TVP Kultura nawet po znaczącym rozszerzeniu zasięgu technicznego pozostanie w kręgach kultury wysokiej i bardzo wysokiej.

Pamiętajmy tylko o tym jednym słowie ? misja, a wtedy wszystko jest naprawdę zupełnie zrozumiałe. Tak samo zrozumiałe, jak to, dlaczego polityk opozycyjny jest wariatem, a wariat rządowy jest psychicznie zdrowy, i dlaczego propagandysta władzy jest dziennikarzem poważnym, a opozycyjny oszołomem. I tak samo, jak zrozumiałe są mechanizmy sukcesu w biznesie medialnym. Sukces z biznesie medialnym to nie jest, broń Boże, zwiększyć sprzedaż. To się zdarza tylko oszołomom, wypisującym pod publiczkę różne takie psychiatryczne kawałki, że rząd nas na każdym kroku okłamuje, a ościenne potęgi po Smoleńsku wycierają sobie nami nogi. Sukces w biznesie medialnym to jest, na przykład, przejąć tygodnik z tradycją, ale na swe nieszczęście wobec władzy krytyczny, dać go celebrycie i przerobić go na tubę z wazeliną, a potem co tydzień tracić ogromne pieniądze na kupowanie samemu od siebie wielkiej części nakładu po to, by gdyby kto pytał można było rzec, iż tą wazeliną maści władzę pismo „wysokonakładowe”. Sukces w biznesie medialnym to jest przejąć słabo się sprzedający tygodnik i zreformować go tak, żeby się w ogóle przestał sprzedawać, i nieźle się sprzedający miesięcznik, i znaleźć mu taką nową redakcję, żeby też się praktycznie przestał sprzedawać w ogóle. O, na takim sukcesie można w Polsce się dorobić, i to tak, żeby w celu odniesienia dalszych sukcesów móc nabyć duży, prosperujący dziennik wraz z tygodnikiem, który w ciągu kilku miesięcy od debiutu odniósł ogromny sukces, i których rząd za chińskiego boga nie chciał sprzedać wielkiej, międzynarodowej firmie, bo ta przecież nie gwarantowała im sukcesu, jaki im zagwarantuje nowy wydawca. Jak rany, muszę sobie zanotować, żeby się z tego zaśmiać, jak tylko będę miał trochę mniej zgryźliwy humor.

Bo u nas to przecież nie jakiś wredny „dziki kapitalizm”, gdzie się goni za zyskiem, tylko misja. I właściwie wszyscy „ludzie odpowiedzialni i na poziomie” mogliby już spać spokojnie, gdyby takim realizowaniem misji czołowa telewizja prorządowa nie wpędziła się w takie straty, że aż musiała się wystawić na sprzedaż. Co stwarza realne niebezpieczeństwo, że kupią ją, na przykład, jacyś Amerykanie, zirytowani faktem, że istotne narzędzia władzy (bo tym są przecież media elektroniczne) w naszej polskiej kolonii znalazły się w komplecie pod kontrolą ludzi realizujących interesy Berlina i Moskwy, czyli akurat tych stolic, w których interesie jest zablokowanie eksploatacji w Polsce złóż gazu łupkowego. Tych złóż, na których Amerykanie mają ochotę zarobić. No, chyba tylko w takim wypadku można by się spodziewać, że znowu się zrobi u nas ciekawiej.

Na tym właściwie powinienem skończyć, ale wtedy niejeden czytelnik zapytał by, co ma z tym wszystkim wspólnego tytuł, który nadałem felietonowi. Więc wyjaśniam ? nic. Wymyśliłem go wyłącznie ze względu na seksualny podtekst, z życzliwości dla panów Kortko i Kumora oraz ich kolegów z giewu, którzy, jak przekonuje zerknięcie na stronę internetową tej gazety, czytają wszelkie produkcje prawicowców pod tym jedynym kątem, czy może uda się tam znaleźć jakieś „momenty”. A jak znajdą momenty albo bodaj brzydkie słowo to dostają wypieków na twarzy, i posapując piszą, piszą, niby to z oburzeniem, ale w gruncie rzeczy żeby dać upust fascynacji, że „takie rzeczy”, ho, ho… Pan Kortko, jak widzę, to się nawet tak nad moim tekstem podniecił, że go nie umie zacytować, choć między nazwaniem bohaterki Gretkowskiej „cipcią” a „cipą” jest przecież pewna różnica, taka mniej więcej, jak miedzy „Kortko” a „korytko”… Muszą tam na Czerskiej być pełni niespełnienia i zahamowań, więc niech tam, pomyślałem, rzucę jakąś  aluzję, niech sobie chłopcy pomarzą w przerwach podczas nudnego szuflowania wazeliny dla „waadzy” i nawykowego opluwania tych, którzy szkodzą „misji”.

 

 

W którym oszołomami nazywa się dziennikarzy ostrzegających przed beztroskim zadłużaniem państwa i domagających się poszanowania interesu narodowego, a przyznaje się takie miano Jackowi Żakowskiemu, postulującemu a to stuprocentowy podatek spadkowy, a to legalizację związków kazirodczych? Nic, cholera, zdziwić nie może. Nawet dołączenie się przez salonowców do protestu przeciwko odwołaniu szefa TVP Kultura i zastąpienie go panią, której kompetencje są takie, że należy do właściwego towarzystwa. No i że swego czasu zmieniła podupadły „Przekrój” w „tygodnik powszechny dla niewierzących”, czym dobiła go jeszcze bardziej (co prawda, tygodnik powszechny dla niewierzących to jeszcze i tak było coś dla kogoś;  obecnie „Przekrój” jest zupełnie już nie wiadomo czym dla zupełnie nie wiadomo kogo, ale posiadającego i-poda; albo może odwrotnie).

Pozostało 87% artykułu
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Edukacja zdrowotna? Nie można ciągle myśleć o seksie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Bogusław Chrabota: Tusk zdecydował ws. TVN i Polsatu. Woluntaryzm czy konieczność
Komentarze
Artur Bartkiewicz: TVN i Polsat na liście firm strategicznych, czyli świat już nie będzie taki sam
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kurs na gospodarczy patriotyzm i przeciw globalizacji. Pożegnanie Rafała Trzaskowskiego z liberalizmem