W którym oszołomami nazywa się dziennikarzy ostrzegających przed beztroskim zadłużaniem państwa i domagających się poszanowania interesu narodowego, a przyznaje się takie miano Jackowi Żakowskiemu, postulującemu a to stuprocentowy podatek spadkowy, a to legalizację związków kazirodczych? Nic, cholera, zdziwić nie może. Nawet dołączenie się przez salonowców do protestu przeciwko odwołaniu szefa TVP Kultura i zastąpienie go panią, której kompetencje są takie, że należy do właściwego towarzystwa. No i że swego czasu zmieniła podupadły „Przekrój” w „tygodnik powszechny dla niewierzących”, czym dobiła go jeszcze bardziej (co prawda, tygodnik powszechny dla niewierzących to jeszcze i tak było coś dla kogoś; obecnie „Przekrój” jest zupełnie już nie wiadomo czym dla zupełnie nie wiadomo kogo, ale posiadającego i-poda; albo może odwrotnie).
Co się nagle na Czerskiej nie podoba? Po to przecież został udek szefem telewizji, żeby promować w niej udecję, taka jest oczywista „misja” telewizji publicznej, więc o co chodzi? Poza tym argumenty pana prezesa są silne: „ogólna zmiana koncepcji”. Znam akurat ten argument bardzo dobrze, bo na przykład mój „Antysalon”, kiedy mimo iż robiony praktycznie za darmo, na słabej antenie i w niewygodnej dla publicystyki porannej porze, utrzymywał twardo 10 procent udziału i pół miliona widzów, też padł ofiara właśnie „ogólnej zmiany koncepcji”, w ramach której zaistniała konieczność zastąpienia go programem „lajfstajlowym”, w szczycie zdolnym zgromadzić jakieś bodaj sto trzydzieści tysięcy widzów. W dzikim kapitalizmie na ludzi, którzy podjęli taką decyzję, udziałowcy złożyli by wniosek do prokuratury z paragrafu o działaniu na szkodę spółki; a w telewizji „publicznej” wszyscy o ile wiem nadal mają się świetnie, niektórzy nawet zostali awansowani. Należy więc uznać, że było to działanie jak najbardziej w logice firmy, która wszak nie powinna się skupiać na oglądalności, ale na „misji”. A jaka to misja, to przecież pan wiesz, a ja się domyślam.
W każdym razie ani panu Braunowi, ani pani Janowskiej tłumaczyć tego nie trzeba. A poza tym kultura wysoka to wszak z definicji to, czego nikt czytać, oglądać ani słuchać nie chce. I tutaj nie ma najmniejszych wątpliwości, że osoba byłej naczelnej „Przekroju” gwarantuje, iż TVP Kultura nawet po znaczącym rozszerzeniu zasięgu technicznego pozostanie w kręgach kultury wysokiej i bardzo wysokiej.