Sukcesów Radwańskiej by nie było, gdyby nie wizja i upór rodziców, dopiero później wsparte przez sponsora (rola Ryszarda Krauzego i jego Prokom Teamu jest nie do przecenienia), natomiast siatkarze trafili na mecenasa, jakiego w polskim sporcie jeszcze nie było. Na początku właśnie bardziej mecenasa niż sponsora, bo pieniądze od firmy Polkomtel płynęły, choć sukcesów przez kilka lat nie było.
Mało tego - stworzono rodzinne widowisko w sporcie niezwykłe, z widzami, którzy swoich kochają bez umiaru. Można nawet mówić o rozerwaniu więzi między wynikiem a miłością kibiców chodzących na mecze jak do teatru i śpiewających „Nic się nie stało" także poporażkach.
Radwańska takiego komfortu nigdy nie miała. Najpierw musiały przyjść wyniki, a dopiero potem szacunek kibiców i mediów. I tak naprawdę dopiero wimbledoński finał zapewnia jej gwiazdorski status w ojczyźnie, choć miliony dolarów i uznanie rywalek w sporcie, w porównaniu z którym siatkówka jest zabawą prowincjonalną, zdobyła już dawno.
Wystarczy przeczytać biografie najwybitniejszych tenisistów, by się przekonać, że bez determinacji rodziców nawet największy talent i praca mogą pójść na marne. Taka jest tenisowa droga na szczyt, nie licząc kilku krajów (Francja, Czechy, Słowacja, Hiszpania), gdzie od pokoleń produkuje się utalentowanych graczy, bo działa sprawny system.
W siatkówce Polska jest pierwszoplanowym światowym rynkiem, u nas chcą grać największe gwiazdy, u nas atmosfera na meczach jest niezwykła. W tenisie Polska to margines globalnego biznesu, sukces Radwańskiej niczego nie zmieni. Siatkówka to dziś nasz narodowy sport, w tenisie po wielu latach czekania mamy po prostu naszą gwiazdę.