Mimo dopalacza w postaci Euro wskaźnik bezrobocia wciąż przekracza 12 proc., bez pracy są 2 mln Polaków, a sytuacja będzie się niestety pogarszać. Tak źle jak teraz nie było u nas od sześciu lat. Praca staje się jednym z najbardziej deficytowych towarów na rynku.

W tej sytuacji z letargu powinni obudzić się politycy. Rząd ma tu do zrobienia najwięcej. Jeśli dalej będzie prowadził politykę dociskania nam fiskalnej śruby, podwyżek składek i podatków, traktowania pracy jak luksusowej konsumpcji -  etat stanie się udziałem wybranej garstki szczęśliwców. Jeśli wciąż będzie zamykać oczy na stawiane przedsiębiorcom bariery, a zamiast ich likwidacji zajmuje się ustawami o związkach partnerskich -  umowy określane dziś śmieciowymi zostaną nazwane umowami zbawienia. Jeśli wciąż nienaruszalnym fetyszem pozostaną słowa: biurokracja, regulacja, ustawa, kontrola, kolejny milion Polaków wybierze dla siebie inną zieloną wyspę. Jeśli dalej będą konserwowane nieuzasadnione przywileje dla wybranych, zwykle krzykliwych i dobrze zorganizowanych grup zawodowych grozi nam scenariusz hiszpański.

Także opozycja powinna bardziej zaangażować się w realne problemy Polaków. Pyskówki i figury retoryczne z ul. Wiejskiej powinny zostać zastąpione konkretnymi postulatami i propozycjami na rzecz przedsiębiorców, osób bez pracy i wciąż jeszcze pracujących.
W lutym 2003 r. bezrobocie w Polsce doszło do rekordowego poziomu 20,7 proc. Bez pracy było wtedy 3,5 mln osób. Do niedawna wydawało się nam wszystkim, że to był zły sen, który pożegnaliśmy na zawsze. Tak niestety nie jest. Hamująca gospodarka, wrogie firmom państwo i bierność polityków mogą znów przywrócić do życia ten koszmar.