Rządy pani Szumilas (kontynuującej dzieło pani Hall) zaowocowały ostatnio dramatycznym wzrostem przestępczości w szkołach. Przedtem obie damy, przy poklasku liberalnych mediów, zdemontowały reformy wprowadzane przez Romana Giertycha (zaczęły się w 2006 r.; a następny rok 2007 był jedynym, w którym statystyki odnotowały mniejszą liczbę przestępstw popełnianych na terenie szkół).
Z wielkim uporem minister edukacji pcha do przodu destrukcyjną reformę nauczania historii, w efekcie której większość licealistów realnie przestałaby poznawać ten przedmiot. To dzieło zniszczenia udało się częściowo powstrzymać dopiero dzięki mobilizacji środowiska historyków, które wywołało zaangażowanie w tę sprawę prezydenta Komorowskiego.
Krystyna Szumilas forsuje też plany wprowadzenia do szkół darmowych e-podręczników. A przygotowywanie tego projektu przez MEN odbywa się w okolicznościach, w których, jak określił to prof. Antoni Kamiński, b. szef polskiej Transparency International, „możemy mówić o siatce ludzi, którzy pasożytują na publicznych instytucjach i ich funduszach, by realizować własne, prywatne interesy".
MEN pogrążony jest w chaosie. I tak można by ciągnąć. Powinienem zakończyć ten komentarz wezwaniem do premiera, by zdymisjonował panią Szumilas. Ale brak mi wiary, żeby było to skuteczne. Bo przecież minister jest lojalną wobec Tuska platformerką. A premier przyzwyczaił nas do tego, że jeśli chodzi o rozliczanie podległych mu urzędników, jest to w zasadzie jedyne kryterium.