A że bezrobotny młody człowiek sam nie podreptał do jednego z droższych prawników w Polsce, jest to spektakl z premierem po jednej stronie, mediami – po drugiej. To dokładne przeciwieństwo tego, co próbowano nam o tej historii opowiadać. Michał Tusk występuje w niej teraz w roli księcia bronionego wszelkimi siłami przez ojca króla.
Nie twierdzę, że historia wcześniejsza, zbuntowanego potomka, który nie ogląda się na rodziciela, jest nieprawdziwa. Po prostu zmieniła się sytuacja, Tusk uznał, że trzeba zrobić dla syna jak najwięcej. Czy jednak ta ostentacja wyjdzie sprawie tego syna i jego samego na zdrowie? Mam wątpliwości.
Inny wymiar tej historii to wojna z gazetami. „Wprost", „Fakt" i „Super Express" nie są bastionami prawicy. Po prostu wypełniały dziennikarskie obowiązki. Ale mają do czynienia z największym pieszczochem medialnym III RP, który jest jednocześnie głęboko przekonany, że dziennikarze niszczą go jak nikogo innego. To dlatego na „Super Express" poskarżył się z sejmowej trybuny.
I to nie jest tylko temat rozmów w premierowskim otoczeniu. Kiedy pracowałem w „Dzienniku", partia rządząca robiła, co mogła, aby wpływać na jego linię, a sam Tusk potrafił się na tę gazetę Axela Springera skarżyć... kanclerz Niemiec. Dlatego i tym razem, jak sądzę, nie skończy się na adwokackich sztuczkach Giertycha, zaczną się podchody, kołatanie do wydawców, sugestie zwolnienia naczelnych. Warto, aby to wiedzieli i młody Tusk, i Giertych, i wreszcie my wszyscy.
Inna sprawa to sposób, w jaki grają same media. „Wprost" spokojny wywiad z Jarosławem Kaczyńskim opatruje dyskredytującą okładką. Twarz prezesa z dopiskiem „Marzę o władzy" ma wystraszyć lemingoidalnych czytelników, choć przecież na pytanie o ewentualny powrót do rządzenia twierdząco odpowie każdy lider opozycji.