Tusk, parytety, ambicje

Jeśli jest prawdą, że polski rząd nieoficjalnie zapowiedział już poparcie pomysłu, aby w całej Unii wprowadzić obowiązkowe parytety dla kobiet w radach nadzorczych spółek, to byłaby to wiadomość zła

Publikacja: 10.09.2012 20:33

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Po pierwsze dlatego, że oznaczałoby to, iż polski rząd i rządząca partia opowiadają się po stronie lewicowej inżynierii społecznej. Po stronie tych, którzy uważają, że społeczeństwa trzeba kopniakami zmuszać do realizacji ideologicznych wizji „awangardy postępu". Za żądaniem wprowadzenia w biznesie kwot płciowych kryją się bowiem przeświadczenie i perswazja, że sytuacja, w której kobiety znacznie częściej niż mężczyźni wybierają zaangażowanie się w rodzinę kosztem życia zawodowego, jest sytuacją niepożądaną. Polski rząd, zapowiadając poparcie tego żądania, staje tym samym po stronie tych, którzy chcą uprawiać taką perswazję i kreować takie przeświadczenie.

Po drugie, jest to zła wiadomość dlatego, że oznacza, iż polski rząd staje po stronie tych, którzy dla realizacji celów ideologicznych chcą w dobie kryzysu („gospodarka, głupcze!"...) narzucić firmom rozwiązania mogące zaowocować zamianą menedżerów kompetentnych na mniej kompetentnych, za to słusznych płciowo.

Nie twierdzę, że kobiety średnio są mniej uzdolnione na tym polu niż mężczyźni. Ale z tej konstatacji nie wynika, aby w sposób sztuczny zmuszać przedsiębiorstwa do kadrowej rewolucji.

Uprzedzając polemistów - znam oczywiście wyniki badań mówiące, że firmy z większym udziałem kobiet w zarządach działają lepiej. Ale sami twórcy tych badań komentowali: to po prostu firmy, które i tak już przedtem były najlepsze, stały się w pewnym momencie bardziej otwarte płciowo. Próba narzucenia przedsiębiorstwom kwot oznacza założenie prymatu ideologii nad efektywnością.

Dziwne, że polski rząd przyjmuje takie stanowisko w sytuacji, w której wcale tego robić nie musi. Bo w samej Unii istnieje znaczący sprzeciw wobec omawianego projektu kierowany przez Londyn.

W dniu, w którym pojawiła się informacja, że rząd Donalda Tuska wspiera pomysł kwot, niemiecki „Spiegel" napisał, że polski premier może być kandydatem na szefa Komisji Europejskiej. Do objęcia tego stanowiska konieczna jest akceptacja ze strony eurobiurokracji, której parytety z przyczyn ideologicznych się podobają. Narzuca się przykry wniosek, że między ambicjami Tuska a wsparciem przez niego parytetów może istnieć bezpośredni związek.

Po pierwsze dlatego, że oznaczałoby to, iż polski rząd i rządząca partia opowiadają się po stronie lewicowej inżynierii społecznej. Po stronie tych, którzy uważają, że społeczeństwa trzeba kopniakami zmuszać do realizacji ideologicznych wizji „awangardy postępu". Za żądaniem wprowadzenia w biznesie kwot płciowych kryją się bowiem przeświadczenie i perswazja, że sytuacja, w której kobiety znacznie częściej niż mężczyźni wybierają zaangażowanie się w rodzinę kosztem życia zawodowego, jest sytuacją niepożądaną. Polski rząd, zapowiadając poparcie tego żądania, staje tym samym po stronie tych, którzy chcą uprawiać taką perswazję i kreować takie przeświadczenie.

Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne