Niby chce ona być ugrupowaniem ludzi, dla których wartością jest świecka, liberalna nowoczesność, a zarazem unika konfliktów z konserwatywną częścią społeczeństwa, odrzucającą nowinki obyczajowe.
Tymczasem rozmaite środowiska opiniotwórcze nie ustają w zabiegach mających na celu ideologiczne formowanie polityków PO. Można przypuszczać, że „Gazeta Wyborcza" chciałaby, żeby Platforma realizowała jej credo, a tu na przeszkodzie stają Gowin, Godson, Żalek. Całe szczęście w partii rządzącej są jeszcze inni politycy. Zawsze można ich przywołać do porządku wskazując im unijną instytucję, która niezadowolona jest z tego, jak w Polsce przebiega walka o prawa mniejszości etnicznych, religijnych i obyczajowych.
Oto Ewa Siedlecka w rozmowie z Michałem Bonim, stojącym na czele międzyresortowej Rady do spraw Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Nietolerancji, stwierdza, że unijna Agencja Praw Podstawowych zwraca uwagę na brak rejestrowania w naszym kraju pobić o podłożu homo- i transfobicznym jako osobnych przestępstw. Minister administracji i cyfryzacji próbuje się jakoś z tego tłumaczyć, składa przeprosiny, obiecuje poprawę, ale czy to może zadowolić orędowników postępu?
Bo przecież w tym przypadku ważniejszą sprawą od przeciwdziałania aktom przemocy – niezależnie od tego, jakie jest ich podłoże, przeciwdziałanie to powinno być po prostu skuteczne – okazuje się reedukacja społeczeństwa. W gruncie rzeczy istotne jest nie to, jak się ludzie zachowują, lecz to, co oni myślą. A w tej sytuacji liberalną narrację o tym, że każdy obywatel ma prawo mieć własny pogląd na temat seksualności człowieka można włożyć między bajki.
Może to zatem dobrze, że Platforma nie ulega ideologicznym naciskom pewnych mediów i pozwala nam się łudzić, że w Polsce możliwy jest światopoglądowy pluralizm.