Można zaklinać rzeczywistość, twierdzić, że „bezpieczeństwo" to jakiś termin z prehistorii, a prawdziwe problemy są gdzie indziej. Ale ten termin jest bardziej aktualny, niż był, gdy 20 lat temu wstępowaliśmy do NATO. Wtedy wojny u bram Zachodu mogły się wydawać czymś abstrakcyjnym, a od momentu rosyjskiej agresji na Ukrainę już tak nie jest. Lepiej niż przed 20 laty widać również, że bezpieczeństwo Polski zależy właśnie od Stanów Zjednoczonych.
Problem nie tylko w tym, że o europejskiej polityce obronnej się dyskutuje, a nie ją prowadzi, i że Unia nawet nie próbuje być mocarstwem militarnym. Chodzi także o to, że główni unijni gracze nie rozumieją lęków państw członkowskich, które mają to nieszczęście, że leżą na flance wschodniej. I – co gorsza – ci główni gracze mają fałszywe przekonanie o Rosji.
Dotyczy to przede wszystkim Niemiec. Za większe zagrożenie dla bezpieczeństwa uchodzą tam Ameryka i Trump niż Rosja i Putin. I chyba tylko polityków starszej generacji, takich jak Wolfgang Schäuble, przewodniczący Bundestagu, stać na skomentowanie takiego podejścia w sposób, w jaki uczynił to w rozmowie z „Rzeczpospolitą": – Po wszystkich zbrodniach wojennych Niemcy nigdy nie dostaliby szansy na nowy początek, gdyby nie hojność i wspaniałomyślność Amerykanów.
Młodsi, także z jego partii (CDU), a nie tylko z tradycyjnie prorosyjskiej SPD, przebierają nogami, by ich państwo uznało, że Rosja może naruszać granice i łamać prawo międzynarodowe. Ostatnio niemal codziennie jakiś niemiecki polityk wyznaje miłość Moskwie – celują w tym premierzy ze wschodnich landów – i domaga się zniesienia sankcji. Wszystko w imię jakichś rzekomo wyjątkowych więzi gospodarczych (w rzeczywistości wymiana handlowa Niemiec z Polską jest dwa razy większa niż z Rosją).
Nie wiadomo, czy i kiedy te uczucia przełożą się na politykę rządu federalnego w Berlinie. Wiadomo zaś, że trzeba wzmacniać sojusz militarny z USA. Obecność amerykańskich żołnierzy jest „trwała", a nie „stała", co wciąż pokazuje, jak trudno przekonać sojuszników, że jesteśmy takim samym Zachodem jak Niemcy czy Włochy.