To nie dzielnicowy przegonił Palikota

Szef Twojego Ruchu zarzuca stołecznej Policji, że złamała prawo uniemożliwiając wywieszenie billboardu dotyczącego nepotyzmu w polityce. Wolność wypowiedzi to zbyt poważna sprawa by zostawić ten incydent z niedomówieniami.

Publikacja: 22.11.2013 10:09

Marek Domagalski

Marek Domagalski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Wersja Palikota jest taka: TR wynajął agencję reklamową, ta z kolei powierzchnię od wspólnoty mieszkaniowej przy stołecznym pl. Konstytucji, by zawiesić duży billboard („Tryptyk z życia klasy próżniaczej"), który zarzucał obsadzanie stanowisk w spółkach Skarbu Państwa przez rodziny polityków SLD, PiS i PO. Gdy wynajęci alpiniści chcieli go zawiesić podjechali policjanci i żądali umowy, atestów, a gdy je szybko dostarczono, zadzwonili do wspólnoty strasząc odpowiedzialnością karną i cywilną za treść transparentu, w efekcie wspólnota zerwała umowę.

Teraz wersja policji: była to rutynowa interwencja, a gdy policjanci poinformowali przedstawicielkę wspólnoty o treści reklamy ta powiedziała, że wcześniej jej nie znała a ponieważ narusza dobra osobiste osób trzecich, uznaje ją za sprzeczną z umową. Policja miała dodać, że same zainteresowane strony winny wyjaśnić sporne kwestie, zatem próby ustawienia jej po jednej ze stron uznać należy za nadużycie.

Rzecz w tym, że Janusz Palikot nie zarzuca policji, że stanęła po stronie wspólnoty, ale że bezprawnie interweniowała, że stosuje niedemokratyczne standardy. Trudno odrzucić takie podejrzenia. Gdybyśmy w Polsce mieli dzielnicowych, którzy jakby po sąsiedzku, radzą, ostrzegają w rodzaju: „pani prezes po co pani ściąga na siebie kłopoty tym zwariowanym transparentem, ludzie się zlecą, zaczną panią ciągać po sądach jako świadka, żaden zysk itp. - to można byłoby jeszcze takiego dzielnicowego zrozumieć. Tu jednak nie chodziło o tego rodzaju życzliwość, ani wspólnotę. Efektem było zaś przestraszenie.

Gdyby chodziło o jednoznaczne złamanie prawa billboardem np. o treści faszystowskie, antysemickie czy wyraźnie nieobyczajne, to organy ścigania, policja czy straż miejska, mają nie tylko prawo ale i obowiązek je usuwać (por. „Wiadro farby najlepsze na swastykę", „Rz", z 5 lipca 2013 r.). Można zrozumieć interwencję policji w celu wyjaśnienia treści transparentu, gdyby nasuwała uzasadnione podejrzenie, że może stanowić przestępstwo, ale nie po to by zbadać czy reklama jest wieszana zgodnie z umową, gdyż to jest prywatna sprawa właściciela powierzchni reklamowej. Chyba polscy policjanci nie monitorują wszystkich ekip naklejających plakaty w miejscach publicznych ?

Lider TR zapowiedział, że będzie domagał się wyciągnięcia konsekwencji wobec funkcjonariuszy, po drugie wywieszenia plakatu tej samej treści na budynku komendy głównej policji w Warszawie. Od razu powiedzmy, ze to drugie żądanie jest raczej natury kabaretowej, przeprosiny zamieszcza się zwykle w tym miejscu gdzie doszło do naruszenia - właściwszym miejscem byłby więc pl. Konstytucji.

Tym bardziej, że istotnym elementem ewentualnego procesu byłoby odszkodowanie: gdyby TR wykazał, co nie powinno być trudne, że poniósł koszty zamówienia reklamy, i to jest jego szkoda majątkowa.

Za polityczną szkodę wchodzi w rachubę jakaś forma przeprosin, ale też ewentualnie zadośćuczynienie pieniężne. Możemy bowiem mówić o naruszeniu wolności wypowiedzi, którą można kwalifikować jako jedno z dóbr osobistych polityków oraz partii politycznych. Wydaje się, że policja mogła to dobro naruszyć, pytanie czy bezprawnie, gdyż tylko bezprawne naruszenie dóbr osobistych skutkuje odpowiedzialnością.

A gdyby okazało się, że transparent naruszał jednak dobra osobiste innych osób, wymienionych na nim partii ? Jak go należało usunąć ? Zdaniem adwokata Krzysztofa Czyżewskiego, zajmującego się takimi sprawami, jest w zasadzie jedna tylko droga. Poszkodowany, ten kto uważa, że reklama narusza lub zagraża jego dobrom lub prawom musiały wystąpić z pozwem, a gdyby mu zależało na czasie z wnioskiem o wydanie przez sąd zakazu już na czas procesu. Policja nie ma prawa cenzurowania reklamy.

Wersja Palikota jest taka: TR wynajął agencję reklamową, ta z kolei powierzchnię od wspólnoty mieszkaniowej przy stołecznym pl. Konstytucji, by zawiesić duży billboard („Tryptyk z życia klasy próżniaczej"), który zarzucał obsadzanie stanowisk w spółkach Skarbu Państwa przez rodziny polityków SLD, PiS i PO. Gdy wynajęci alpiniści chcieli go zawiesić podjechali policjanci i żądali umowy, atestów, a gdy je szybko dostarczono, zadzwonili do wspólnoty strasząc odpowiedzialnością karną i cywilną za treść transparentu, w efekcie wspólnota zerwała umowę.

Pozostało 85% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka