Na wynik których wyborów czekam z większym niepokojem, większym napięciem? Czy tych naszych, do których pójdziemy w Polsce, tak jak obywatele pozostałych 27 krajów Unii, by wybrać przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego? Czy tych drugich, po przeciwnej stronie Bugu, które nie przypadkiem odbywają się tego samego dnia, ?a mogą przesądzić o przyszłości wolnej Ukrainy?
Nie mam wątpliwości. Zrządzeniem opatrzności, ale i mądrością odnowicieli naszej demokracji Polacy dokonali słusznego wyboru już wiele lat temu. Nie przespaliśmy tego ćwierćwiecza. Narodowe aspiracje zaprowadziły nas najpierw do NATO, potem w 2004 roku do Unii Europejskiej. Mam świadomość, że Unia nie jest bytem doskonałym, że ma w Polsce przeciwników. Także i w tych wyborach. Szanuję ich poglądy, ale osobiście, podobnie jak większość Polaków, odczuwam spokojną pewność, że to był dobry wybór. Dzięki Unii jesteśmy ?w światowej geopolityce po stronie wolnościowej demokracji, systemu rynkowego, przewidywalności polityki, bezpieczeństwa i gwarancji suwerennego rozwoju. W tych wyborach chodzi o ważne rzeczy, ale nie są one dla nas – jak dla naszych sąsiadów – kwestią przeżycia, integralności państwa czy określenia ścieżki rozwoju cywilizacyjnego. Zagłosujemy, jak nam każe sumienie, po to, by poprawiać świat, w którym jest nasze miejsce, a nie po to, by go wywracać.
Inaczej na Ukrainie. Tam gra idzie o fundamentalne wartości. Wybory prezydenckie, efekt wielkich nadziei i obietnicy, jaką zrodził Majdan, nie przypadkiem rozpisano na ten sam dzień, kiedy głosują Europejczycy. Ta data jest symbolem, deklaracją europejskich aspiracji narodu, który umiał się upomnieć o wolnościowe ?i demokratyczne wartości daniną krwi.
To nie będą łatwe wybory. Odbędą się w cieniu militarnego szantażu, jaki wciąż grozi ze Wschodu. Najpierw wyzwaniem będzie samo ich przeprowadzenie, potem ich uznanie. Wątpię, by obyło się bez perturbacji, ale właśnie na tym polega szansa Ukrainy, by wygrał normalny proces demokratyczny, a nie zbrojna konfrontacja.
Wydarzenia ostatnich dni niosą nieco więcej optymizmu i nadziei dla Kijowa. Rosja zdaje się godzić z suwerennym wyborem sąsiada, jej prezydent Władimir Putin daje znaki, że może uznać głowę ukraińskiego państwa. Oby tak się stało, bo tylko takie stanowisko Kremla będzie gwarancją procesu normalizacji nad Dnieprem. Tylko w takich okolicznościach Ukraińcy będą mogli przeprowadzić debatę konstytucyjną nad przyszłością państwa, w tym nad językiem i zakresem autonomii regionów.