Ale wybuch następnej wojny, za kilkanaście miesięcy czy kilka lat, wydaje się nieunikniony. Radykalny Hamas, władający w nieszczęsnej malutkiej strefie, i Izrael, najsilniejsze militarnie i jednocześnie najbardziej znienawidzone państwo w regionie, nie chcą, nie mogą lub nie zamierzają szukać ostatecznego rozwiązania pokojowego. Można się tylko zastanawiać, jak długotrwały będzie wynegocjowany we wtorek przez Egipcjan rozejm.
Nierozwiązywalny problem polega na tym, że Hamas i Izrael nie uznają się za partnerów do dyskusji i to się zapewne nie zmieni. Teoretycznie może się zmienić palestyńska władza w Gazie, ale jeżeli już, to raczej na jeszcze bardziej radykalną – bo zaspokojenie potrzeb i oczekiwań stłoczonych w Strefie Gazy prawie dwóch milionów Palestyńczyków nie jest możliwe bez całkowitego jej otwarcia. A na to ze względów bezpieczeństwa Izrael się nie zgodzi. Egipt, drugi sąsiad, zresztą też nie.
Hamas nie daje nawet szansy Izraelowi na zmianę stanowiska – nie widzi miejsca na państwo żydowskie. Ma inną wizję: wszystkie tereny dzisiejszego Izraela oraz Autonomii Palestyńskiej to kraj, w którym Żydzi będą stanowili ledwie dostrzegalną mniejszość wśród większości Arabów muzułmanów. I będą to tylko Żydzi od pokoleń mieszkający w Ziemi Świętej, inni mają się przenieść do Europy czy Ameryki.
Na dodatek w Izraelu już prawie nie ma polityków czy intelektualistów, którzy wierzą, że długotrwały pokój jest możliwy. Zaczyna dominować przekonanie, że jedyne, co można zrobić, to co pewien czas atakować Strefę Gazy. Ideologia Hamasu jest bowiem nie do wykorzenienia; prędzej czy później radykałowie palestyńscy znowu zaczną odpalać setki rakiet z Gazy w kierunku Izraela i wtedy Izrael rozpocznie nową operację militarną. Jej celem będzie, jak to nazywa część ekspertów izraelskich, „przystrzyżenie trawy", czyli zabicie nowych dowódców i przywódców Hamasu, zniszczenie przeszmuglowanego uzbrojenia oraz tuneli, które zbudowali.
Mimo wszystko Hamas sprawia wrażenie, jakby uważał się za zwycięzcę w tej wojnie, choć straty w ludziach są jak trzydzieści do jednego na niekorzyść Palestyńczyków. Na pewno udało mu się na dobre zachwiać poczuciem bezpieczeństwa Izraelczyków. Zginęło ich co prawda niewielu, ale miliony znalazły się w zasięgu palestyńskiego ostrzału. Następne wyrzutnie mogą być lepsze, a rakiety mogą zagrozić prawie każdemu Izraelczykowi.