- Naszym głównym celem jest pokój, bo tylko pokój da szansę na naprawę gospodarki, na zagraniczne inwestycje. Nie ma wątpliwości, co do kierunku zmian na Ukrainie. Ratyfikacja umowy stowarzyszeniowej, do której dojdzie równolegle w Kijowie i Brukseli we wtorek 16 września, to nie tylko historyczne wydarzenie dla Ukrainy, ale również pełna agenda zmian. Umowa wyznacza kierunek reform, ale jest również katalogiem zmian ustawowych, które musimy wprowadzić na Ukrainie, by dołączyć do europejskiej rodziny. Najważniejsza jest walka z korupcją, która będzie prowadzona z pełną konsekwencją.
W dniu ratyfikacji ukraińska Rada Najwyższa uchwali w związku z tym prawo antykorupcyjne. - Mamy nadzieję, że po podpisaniu umowy otrzymamy perspektywę akcesji - powiedział ukraiński prezydent. Pytany o to, co Ukraina może wnieść do Europy zapewnił, że nie wyobraża sobie Unii bez swojego kraju. Członkostwo Ukrainy zwiększy europejskie bezpieczeństwo i stabilizację. Dzięki akcesji Europa będzie bogatsza, bardziej zdywersyfikowana kulturowo i młodsza. - Najważniejsze są jednak z dzisiejszej perspektywy reformy. Nie powinna ich wstrzymywać wojna. Będą podjęte niezależnie od trwającego kryzysu. Nie mamy wyboru - powiedział Poroszenko.
Pytany o sytuację na wschodzie państwa był dość koncyliacyjny wobec Rosji. Nie padły żadne mocne słowa, prócz zapewnień o integralności terytorium i zachowaniu pełnej niezależności państwa. - Co mamy do zaoferowania mieszkańcom Donbasu? Autonomię, która będzie wzorowana na polskim systemie samorządowym. Ten jest dla jego ekipy wzorem. Samorządność będzie się opierała na modelu polskiej gminy. Lokalna społeczność będzie miała nie tylko prawo do wyboru języka i modelu kulturowego, ale zostanie wyposażona w budżet i lokalne kompetencje.
Poroszenko ma nadzieję, że właśnie dzięki temu mieszkańcy Doniecka i Ługańska wyleczą się z separatyzmu. Komentatorzy nie są zachwyceni wystąpieniem Poroszenki. Słychać komentarze, że jest zbyt ugodowy, by nie powiedzieć kapitulancki. Przy całej świadomości trudnej sytuacji Ukrainy powinien jednoznacznie piętnować rosyjską agresję i określić linię non possumus w relacjach z Rosjanami. Powinny być za nią zwrot Krymu i definitywne wycofanie się militarne Moskwy ze wschodu kraju. Zamiast takich deklaracji stara się być koncyliacyjny i mówić o interesie Rosjan, którzy skorzystają na europeizacji Ukrainy. Do końca jednak nie wiadomo, czy to jego przemyślana linia, czy tylko retoryka na potrzeby konferencji YES, która gromadzi śmietankę polityczną i ekonomiczną Unii.
Niewątpliwie większość polityków unijnych czekała na takie właśnie słowa. Powiedział to zresztą wprost Martin Schultz, według którego nie ma rozwiązania militarnego na wschodzie Ukrainy. Sprawę należy rozwiązać na gruncie polityki i to z koniecznym udziałem Rosji. Niestety takie stanowisko oznacza jedno: jeśli Rosja nie zrezygnuje z agresywnej strategii wobec Kijowa, Krym, Donieck i Ługańsk pozostaną na lata poza kontrolą Kijowa.