Jednak żadnej wojny – nawet najmniejszej – nie są w stanie przetrwać normy kulturowe i cywilizacyjne. Konflikt na Ukrainie nie jest wyjątkiem.
Gdy zapadła cisza na froncie (nawet jeśli nie pełna i tylko chwilowa), zamiast nazw miejscowości, o które walczono, pojawiły się zupełnie inne informacje. „Odrąbane dłonie", „obcięte palce", „zwęglone twarze", „widoczne ślady torturowania przy użyciu lampy lutowniczej" – to nie opis niemieckich tortur z czasów drugiej wojny światowej ani zapis plemiennej rzezi w dżunglach dalekiego Burundi.
Tak mordowani są jeńcy na wojnie w Donbasie, to wszystko dzieje się tu i teraz. Od terenów, na których dokonywane są te zbrodnie, dzieli nas już tylko jedna granica.
Ten konkretny, zacytowany powyżej zapis dotyczy mordu na kilku ukraińskich żołnierzach, którzy zostali wzięci do niewoli przez rosyjskich bojówkarzy. ????????Ale i żołnierze Kijowa nie są łagodnymi barankami. Ponoć winni są oni co najmniej „bezprawnych zatrzymań", ale też „porwań" i „morderstw". Oddajmy jednak sprawiedliwość ukraińskim żołnierzom – w przeciwieństwie do rosyjskich separatystów międzynarodowe organizacje nie oskarżają ich o torturowanie jeńców. Choć być może tylko na razie, być może pojawią się i takie oskarżenia.
Zdziczenie separatystów ma swoje korzenie, rzec można, kulturowe: Donbas był i jest bandyckim regionem. Jak w każdym dawnym radzieckim zagłębiu przemysłowym dominowali w nim „kryminalni". Nikt normalny przecież nie chciał pracować w radzieckich kopalniach, zsyłano tam przestępców. A na wojnie wystarczy barbarzyństwo tylko jednej ze stron, głęboko mamy bowiem zakodowaną zasadę „oko za oko, ząb za ząb", i żadna politura współczesnej cywilizacji nie jest w stanie jej zamazać.