Czy mieli prawo traktować go jako pustostan? Oczywiście nie. Polski konsulat nie został zlikwidowany jak jego bliźniacza placówka na Krymie, tylko czasowo ewakuowany. Państwo polskie ma nadal tytuł prawny do nieruchomości, ponosi (a przynajmniej powinno) stosowne opłaty, a budynek jest chroniony przez immunitet, który gwarantuje nietykalność pomieszczeń misji, jej archiwów, dokumentacji i korespondencji. Naruszenie nietykalności jest poważnym pogwałceniem międzynarodowego prawa i obyczaju.
Czyżby separatyści nie wiedzieli, że budynki w Doniecku są konsulatami Polski i Czech? Z pewnością wiedzieli doskonale. Wątpię, by ktoś zdjął z budynków oznaczenia informujące, że są siedzibą placówek konsularnych, zaś lokalne walki nie są w poetyce Powstania Warszawskiego, by trudno było zidentyfikować tożsamość obu kamienic.
Po co więc ta akcja? Myślę, że to kolejna demonstracja siły ze strony separatystów. Widzieliśmy już przepędzenie przez Donieck pod bagnetami grupy ukraińskich jeńców. Widzieliśmy bezczelne łamanie warunków zawieszenia broni. Dziś, kiedy w Kijowie specjalna ustawa w niemal 100 procentach zagwarantowała bezkarność uzbrojonych separatystów, którzy za chwilę utworzą oddziały lokalnej milicji, bojownicy DRL postanowili udowodnić, jak bardzo czują się gospodarzami terenu.
Zajęcie obu konsulatów to demonstracja i prowokacja separatystów. Ma pokazać, jak są mocni. Jak głęboko mają w poważaniu Kijów i jego sojuszników. Celem jest też wysondowanie, jak daleko można się posunąć w prowokowaniu Zachodu. Tylko do tej linii, czy jeszcze dalej?
Co na to polski MSZ? Co może zrobić? Niestety bardzo niewiele. Separatyści nie są podmiotem prawa międzynarodowego, wiec trudno wzywać ich ambasadora czy składać noty (jeśli gdziekolwiek, to w Kijowie!) Musimy przełknąć ten gest i liczyć, że w końcu się zatrzymają. Ale to błędna kalkulacja. Posuną się rychło jeszcze dalej, bo ryzyko takich samowolek jest coraz mniejsze.