Mieszkańcy mogą się z nich dowiedzieć o aktualnych dokonaniach władzy: nowych ulicach, chodnikach, placach zabaw. Na kolorowych zdjęciach burmistrz lub wójt przecina wstęgę na wyremontowanym moście, dzieli się opłatkiem z zespołem ludowym, składa gospodarską wizytę na budowie przedszkola. Propaganda lub – jak kto woli z angielska – public relations to przecież klucz do sukcesu. A teraz – przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi – władze zaleją nas lawiną informacji o swoich dokonaniach.

Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się, co samorządy rozumieją pod hasłem „promocja". I okazało się, że pod to magiczne słowo można podciągnąć wszystko. Promocją jest działalność sportowa, kulturalna, turystyczna. Dla niektórych samorządów promocją są np. nekrologi czy ogłoszenia o sprzedaży nieruchomości zamieszczane w mediach. Niektóre z budżetów przeznaczonych na promocję finansują działalność klubów sportowych, których zawodnicy występują w koszulkach z logo samorządu. Jakiś argument dla podciągnięcia konkretnego wydarzenia pod promocję zawsze da się znaleźć.

Ale za propagandę trzeba sporo płacić. Największe miasta skontrolowane przez NIK w ciągu trzech lat wydały na to, bagatela, prawie ?370 mln zł. Na co? Na przykład Zabrze wynajęło od miejscowego klubu piłki ręcznej 11 mkw. hali sportowej na cele promocyjne. Kłopot w tym, że właścicielem tej hali jest... miasto Zabrze. Koszt wynajęcia: marne 1,25 mln zł.

Inną sprawą jest, że większość zamówień na tzw. działania promocyjne odbywa się z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych. Zamówienia dostają zazwyczaj te same osoby z tzw. drużyny burmistrza lub prezydenta. A nawet jeśli procedurę zamówienia publicznego się zastosuje, to specyfikacja przetargowa zostanie skonstruowana tak, by wygrała konkretna firma.

Korupcja i brak transparentności to niestety polska codzienność. Nie dotyczy wyłącznie samorządów, ale ?i administracji publicznej. Wszak słynne kolacje z suto zastawionymi stołami, podczas których politycy załatwiali podejrzane interesy, też były formą... promocji. Nie da się tego zwalczyć bez głębokich zmian systemowych we wszystkich dziedzinach. Bez jasnych i klarownych przepisów z drakońskimi karami za szastanie publicznym pieniądzem. Sęk w tym, że brakuje odwagi. A ci, którzy podczas wyborów ją mają, zaraz po nich dziwnie ją tracą.