Mimo ciągłych spotkań szefów rządów, mimo deklarowanej bliskości – Polacy nie zrozumieli, z jak poważnym problemem dla sojusznika mają do czynienia. Jak istotne są dzisiaj sprawy wody, ekologii, że budzą wielkie emocje lokalnych społeczności.
Wydawało się, że kilka dni po nagłośnieniu sprawy skargi Czechów do Trybunału Sprawiedliwości UE obie strony osiągnęły porozumienie – korzystniejsze dla sąsiadów, bo ich skarga okazała się skuteczna. Miało się to stać na poziomie premierów. Ogłosił tak Mateusz Morawiecki, ale Andrej Babiš zaprzeczył.
Działo się to w czasie budzącego zainteresowanie szczytu unijnego w Brukseli, co sprawiło, że nasz dwustronny kryzys wypłynął na szerokie wody międzynarodowe.
Kryzys może potrwać, ma obiecujący potencjał w walce partyjnej w obu krajach. Turów stał się tematem kampanii przed czeskimi wyborami, które odbędą się na jesieni. A stosunek do TSUE już wcześniej dzielił Polaków, teraz doszła do tego kwestia przyszłości polskiej energetyki, również o dużym potencjale dla sporu między PiS i anty-PiS. I dała o sobie znać duma narodowa (po obu stronach granicy).
Jak to możliwe, że drogi Czech i Polski tak się rozjechały? Przecież Czesi od lat zajmują w analizach CBOS pierwsze miejsce w badaniach sympatii wobec innych narodów. Czechy to poza dużo większymi Niemcami nasz najważniejszy partner handlowy. W przeszłości były problemy: eksport polskiej żywności padał ofiarą afery z solą przemysłową, która zamiast do odśnieżania ulic lądowała w żywności. Z afery chętnie skorzystali czescy producenci i politycy do ograniczenia konkurencji. Made in Poland nie kojarzy się tam tak, jak byśmy chcieli.