Importerzy kserokopiarek muszą wnosić tzw. opłatę reprograficzną: od 1 do 3 proc. wartości sprzedanego urządzenia. Chodzi o zrekompensowanie twórcom i wydawcom strat, jakie ponoszą z powodu masowego, nielegalnego powielania dzieł. Taki obowiązek nakłada prawo autorskie z 1994 r. i rozporządzenie ministra kultury z 2003 r.
[srodtytul]A może ryczałt na poczet mandatów?[/srodtytul]
W przepisach nie ma jednak rozróżnienia, czy kserokopiarka trafi do punktu powielającego skrypty dla studentów, czy do komend policji lub prokuratur. To właśnie bulwersuje dostawców.
– Od lat się dobijam, by ktoś odpowiedział na pytanie, czy sprzedawca kserokopiarki do sądu czy na komisariat handluje narzędziami do popełniania przestępstwa – mówi Barbara Pokorny, dyrektor zarządzający wrocławskiego Euroimpeksu, jednego ze znaczących importerów kserokopiarek. Firma dostarcza je m.in. do Ministerstwa Sprawiedliwości, MSWiA, urzędów celnych.
[b]Podobny obowiązek ustawa nakłada na importerów magnetofonów, magnetowidów, skanerów, a nawet papieru kserograficznego. Barbara Pokorny dziwi się, że wszyscy pogodzili się z tym – jak to nazywa – haraczem[/b]. – Dlaczego w analogiczny sposób importerzy samochodów nie płacą ryczałtem przynajmniej kilku mandatów za wykroczenia, które mogą popełnić ich przyszli użytkownicy, albo opłat na rzecz ofiar przyszłych wypadków drogowych?