To sedno projektu, który w założeniu Ministerstwa Cyfryzacji ma poszerzyć dostęp obywateli do rozlicznych rodzajów twórczości. Nie wszyscy podzielają ten optymizm.
Publiczne zasoby to treści, informacje, utwory wytworzone przez instytucję publiczną lub finansowaną ze środków publicznych, o wartości kulturowej, edukacyjnej lub naukowej.
Projekt zakłada, że podmioty publiczne: urzędy, uczelnie czy biblioteki w ramach swych obowiązków administracyjnych będą zobowiązane do kupowania majątkowych praw do utworów, baz danych wykorzystanych w publicznych projektach, by następnie udostępniać je wszystkim chętnym.
Państwowa domena
Ustawa ma konstrukcję ramową, obejmuje więc wszelkie zasoby i instytucje działające w tych obszarach. Rozciąga się na przykład na finansowane publicznie artykuły naukowe i prace badawcze, zasoby mediów publicznych czy opłacone przez państwo podręczniki i materiały edukacyjne. Chodzi o stworzenie swego rodzaju państwowej domeny, swoistych zasobów twórczości i informacji.
To ogromne pole obejmuje różnego rodzaju opracowania i raporty, mapy, filmy, utwory audiowizualne oraz inne produkty twórczości intelektualnej zawierające informacje. Z tym że nie chodzi o czystą informację publiczną, a więc o działalność władz publicznych, gdyż ta sfera jest dokładnie uregulowana w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Nie chodzi także o zupełnie prywatne zasoby, ponieważ chroni je prawo autorskie. Chodzi o sferę, w której przy tworzeniu zasobów publicznych wykorzystywane są rozliczne utwory zamawiane w prywatnych firmach.