Katalog środków do zwalczania podróbek utworów, w szczególności w Internecie, jaki zawiera umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi (Anti-Counterfeiting Trade Agreement), zarówno cywilnych, jak i karnych, nie jest nowością. Choć jest szeroki: od zabezpieczenia dowodów, np. przez zajęcie podróbek na czas procesu, przez tzw. roszczenia informacyjne – o udostępnienie danych o skali obrotu zakwestionowanymi utworami – do zakazu dystrybucji i nakazu zniszczenia, i roszczeń odszkodowawczych, wszystkie te środki już obecnie polskie sądy stosują.
Z końcowego tekstu umowy usunięto bodaj najbardziej kontrowersyjny zapis o obowiązkowym, prewencyjnym monitorowaniu przez portale osób naruszających prawa autorskie. Taki rygor byłby ewidentnie niezgodny z polskimi i europejskimi standardami i groźny. Na przykład w ostatni czwartek Sąd Apelacyjny w Krakowie, oddalając pozew byłego burmistrza, który pozwał radnego z przeciwnego obozu za obraźliwe wpisy na jego temat (anonimowego autora), stwierdził, że administrator blogu nie ma obowiązku sprawdzać prewencyjnie wpisów, nawet jeśli można się spodziewać ostrych wypowiedzi. Sąd I instancji był jednak przeciwnego zdania: pozwany odpowiada za wpisy na swej stronie, które naruszają prawo.
Jednak kilka regulacji ACTA budzi kontrowersje. Chodzi o dopuszczenie nieznanego polskiemu prawu odszkodowania zgodnie z "sugerowaną ceną detaliczną" (art. 9 ust. 1) czy nieproporcjonalnych do naruszenia sankcji karanych "wystarczających do odstraszenia od popełnienia naruszenia w przyszłości" (art. 24). Najbardziej kontrowersyjne są chyba nieprecyzyjne zasady identyfikowania naruszających prawo w Internecie. Umowa pozwala państwom sygnatariuszom ustanowić przepisy nakazujące operatorom Internetu przekazywanie posiadaczowi praw autorskich informacji pozwalających na zidentyfikowanie abonenta, co do którego "istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia" (art. 27 ust. 4). Dodajmy jednak, że już obecnie Kowalski, którego prawa, np. dobre imię, naruszono w Internecie, może się domagać od administratora portalu podania mu IP komputera, z którego tego dokonano.
Wątpliwości budzą też rygory dotyczące sprzętu i oprogramowania, które mogą służyć do łamania prawa autorskiego, np. kopiowania, gdyż wykorzystać można do tego nieraz sprzęt, który w domu posiada większość Polaków.
Czy umowa uzasadnia taką burzę internautów? – Wiele postanowień ACTA jest sformułowanych ogólnikowo, a oddziałują na sferę praw i wolności człowieka i obywatela i mogą stanowić wzorzec kontroli przepisów ustawowych – obawia się Tymoteusz Barański, ekspert Fundacji Republikańskiej. – Na przykład art. 23 ust. 1 ACTA posługuje się pojęciem piractwa praw autorskich, zobowiązując państwa-strony do kryminalizacji umyślnej postaci takiego czynu, a nie wiadomo, czym jest piractwo na gruncie ACTA, bo umowa tego nie definiuje. Tymczasem jest przecież duże pole tzw. dozwolonego użytku utworów.