Bez ustalenia sprawcy, jego nazwiska, poszkodowany nie może go praktycznie pozwać. Dane postowicza to zatem kwestia podstawowa.
Pierwsze kroki
W pierwszej kolejności poszkodowany powinien zwrócić się do providera internetowego z wnioskiem o udostępnienie danych osoby go obrażającej. Jako podstawę prawną tego wniosku można wskazać art. 23 ust. 1 pkt 5 ustawy o ochronie danych osobowych. Można i warto powołać się również na wyrok NSA I OSK 1666/12 z 21 sierpnia 2013 r., w którym NSA stwierdził, że udostępnienie danych eksploatacyjnych prywatnym osobom fizycznym i prawnym jest zasadne i możliwe, jeżeli jest to niezbędne do osiągnięcia uzasadnionych celów.
Ale jest też najnowszy wyrok WSA w Warszawie (II SA/Wa 569/14), który stwierdza, że dla uzyskania adresu IP (na podstawie art. 23 ww. ustawy) nie jest konieczne wystąpienie z pozwem, a wystarczy sam zamiar (szerzej: „Internauta ścigany nie tylko za obelgę", „Rz" z 22 lipca 2014 r.). Nie można też oceniać z góry, czy wpisy zasługują na ochronę na podstawie przepisów o dobrach osobistych, co jest wnioskiem dość oczywistym, gdyż dopiero sąd po zbadaniu wszystkich okoliczności może to orzec.
Musimy pamięta, by wniosek o podanie danych rzeczowo uzasadnić. Domaganiesię danych postowicza dotyka bowiem konfliktu dwóch konstytucyjnych wartości: prawa do sądu i prawa do prywatności.
- Z jednej strony, każdy z nas ma prawo do sądu, nawet wtedy, gdy sprawę przegra, z drugiej, każdy z nas ma prawo do ochrony swojej prywatności – wskazuje adwokat Paweł Litwiński, adwokat, Instytutu Allerhanda. - Do tego wszystkiego pamiętajmy jeszcze, że w polskim systemie prawny brak danych osobowych pozwanego oznacza brak możliwości prawidłowego oznaczenia pozwanego w pozwie. A to z kolei skutkuje brakiem możliwości skorzystania z prawa do sądu – i koło się zamknęło: absolutna ochrona prywatności pozbawia prawa do sądu, a bezwarunkowe przyznanie prawa do sądu może wystawić na szwank prywatność.