Czy w wojnie o Afganistan kiedykolwiek chodziło o to, żeby ją wygrać?

Nie jestem miłośnikiem demokratów (choć kiedyś należałem do tej partii), ale oświadczenie prezydenta Joe Bidena uważam za jedno z najlepszych w historii amerykańskiej prezydentury.

Aktualizacja: 19.08.2021 16:43 Publikacja: 19.08.2021 16:30

Dwie dekady obecności wojsk amerykańskich i ich sojuszników w Afganistanie kosztowało bilion dolarów

Dwie dekady obecności wojsk amerykańskich i ich sojuszników w Afganistanie kosztowało bilion dolarów, życie 2305 żołnierzy amerykańskich, 3502 żołnierzy koalicji, w tym 44 polskich, i przynajmniej 71 tys. afgańskich cywilów

Foto: Pfc. Andrya Hill/U.S. Army

Zdecydowane, klarowne i pragmatyczne stanowisko gospodarza Białego Domu ucina spekulacje o dalszym pobycie wojsk amerykańskich w Afganistanie. Nie widzę powodów, dla których młodzi Amerykanie, a rzecz dotyczy także moich bliskich, mają narażać swoje życie w obronie skorumpowanego, bałaganiarskiego i tchórzliwego rządu, który po 20 latach szkoleń nie potrafi obronić swoich obywateli.

Dwie dekady obecności wojsk amerykańskich i ich sojuszników w Afganistanie kosztowało bilion dolarów, życie 2305 żołnierzy amerykańskich, 3502 żołnierzy koalicji, w tym 44 polskich, i przynajmniej 71 tys. afgańskich cywilów. Nie wiem, dlaczego jako podatnik amerykański i polski musiałem się dokładać do tej wojny.

Pamiętam, jak w październiku 2001 r. wielu ekspertów ostrzegało, że inwazja na Afganistan w celu budowy prozachodniego społeczeństwa nie ma sensu. Ostrzegali także Rosjanie, którzy doskonale wiedzieli, czym była wojna w tym kraju. Po kilku latach obecności w Afganistanie mrzonki prysły. W Waszyngtonie uświadomiono sobie, że tego kraju nie da się przeobrazić w demokrację w zachodnim stylu. Zamieszkujące Afganistan klany pasztuńskie, tadżyckie i uzbeckie, wraz z innymi mniejszościami plemiennymi, mają po prostu zupełnie inną mentalność.

Zeszłotygodniowa ofensywa talibów kierujących swoje oddziały na Kabul przypominała niemiecki blitzkrieg z 1940 r. na północną Francję, a ucieczka resztek Amerykanów i wojsk koalicji – Dunkierkę z 1940 r. lub Sajgon z 1975 r. Kilkadziesiąt tysięcy Afgańczyków współpracujących z koalicją antyterrorystyczną pozostawiono na pastwę losu.

Z formalnego punktu widzenia Ameryka i jej koalicjanci przegrali tę wojnę. Ale czy w ogóle kiedykolwiek chodziło o to, żeby ją wygrać? Afganistan był poligonem doświadczalnym dla sił zbrojnych NATO. Eksperymentowano z nową bronią, sprawdzano nowe rozwiązania taktyczne, szkolono żołnierzy, eksperymentowano z logistyką. Tej wojnie zawdzięczamy przetestowane w warunkach bojowych nowe techniki medyczne, technologie informatyczne i komunikacyjne, zdolności rakietowe, eksperymenty z zastosowaniem dronów i komunikacji satelitarnej, itp. Świadczy o tym 91 731 wojskowych dokumentów opublikowanych 25 lipca 2010 r. przez demaskatorski serwis internetowy WikiLeaks.

Siły koalicyjne stacjonujące w Afganistanie posiadały sprzęt pozwalający na błyskawiczną eliminację wroga. Tak się jednak nie stało. Zawsze jakieś regiony były zajęte przez talibów. Dlaczego? Niech każdy sam sobie odpowie na to pytanie.

Przez 20 lat próbowano zmienić afgańską mentalność, budować nowoczesną infrastrukturę, zaszczepić wartości społeczeństwa obywatelskiego. Efektem tych naiwnych prób było jedynie umacnianie się klanów, które przez Rosję i inne kanały południowo-wschodniej Europy szmuglowały na Zachód opium i inne substancje narkotyczne. Już w 2005 r., w czasach prezydentury tak oklaskiwanego na świecie Hamida Karzaja, połowa afgańskiego PKB, czyli około 2,7 miliarda dolarów, pochodziła z nielegalnej uprawy maku. Statystyki Biura ds. Narkotyków i Przestępczości ONZ (UNDOC) wskazywały, że w Afganistanie wytwarzano 87 proc. światowej produkcji opium. Tylko w 2004 r. osiągnęła ona 4,2 tysiąca ton. Co ciekawe, za rządów talibów w 2001 r. wyprodukowano zaledwie 185 ton tego narkotyku. Dlaczego? Ponieważ talibowie uważali produkcję narkotyków za naruszenie zakazów koranicznych. Jak nikt inny rozprawiali się z nielegalnymi hodowlami i siatkami szmuglerskimi.

Skorumpowane rządy Hamida Karzaja i Ashrafa Ghaniego stworzyły narkotykowym bossom pasztuńskim bajeczne możliwości produkcji i obrotu opium. Trudno się zatem dziwić, że nikt się nie pali do ratowania Afgańczyków przed nimi samymi. Pospieszna ewakuacja dyplomatów z Kabulu – jak prasa nazywa paniczną ucieczkę wszystkich obcokrajowców z afgańskiej stolicy – kończy dwie dekady istnienia poligonu w górach Hindukuszu i na wyżynie Hadżarat.

W zasadzie to nic nowego. Byli tam już przecież Macedończycy, Mongołowie, Turcy, Anglicy, Rosjanie, a teraz Amerykanie z koalicjantami. Wszyscy przegrali i odeszli z niczym. Czy ktoś jeszcze się tam wybiera?

Zdecydowane, klarowne i pragmatyczne stanowisko gospodarza Białego Domu ucina spekulacje o dalszym pobycie wojsk amerykańskich w Afganistanie. Nie widzę powodów, dla których młodzi Amerykanie, a rzecz dotyczy także moich bliskich, mają narażać swoje życie w obronie skorumpowanego, bałaganiarskiego i tchórzliwego rządu, który po 20 latach szkoleń nie potrafi obronić swoich obywateli.

Dwie dekady obecności wojsk amerykańskich i ich sojuszników w Afganistanie kosztowało bilion dolarów, życie 2305 żołnierzy amerykańskich, 3502 żołnierzy koalicji, w tym 44 polskich, i przynajmniej 71 tys. afgańskich cywilów. Nie wiem, dlaczego jako podatnik amerykański i polski musiałem się dokładać do tej wojny.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar