Dwie prawdy o stanie polskiej gospodarki

Na podstawie danych, które napływają ostatnio z polskiej gospodarki, można zbudować dwie różne opowieści. Ale tylko jedna powinna mieć znaczenie dla RPP.

Aktualizacja: 24.07.2023 06:31 Publikacja: 24.07.2023 03:00

Dwie prawdy o stanie polskiej gospodarki

Foto: Adobe Stock

Jedna narracja akcentuje recesję, widoczną szczególnie w przemyśle i handlu detalicznym. Czerwiec był już piątym z rzędu miesiącem, gdy produkcja sprzedana przemysłu zmalała (realnie, tzn. w cenach stałych) rok do roku. Zniżka była mniejsza niż w poprzednich miesiącach, ale łatwo to wyjaśnić stopniowym wygasaniem efektu wysokiej bazy odniesienia w energetyce i górnictwie. Pomijając to zjawisko, poprawy koniunktury w przemyśle nie widać.

I trudno jej oczekiwać, biorąc pod uwagę cykl zapasów. W poprzednich latach firmy zapasy zwiększały w obawie, że zabraknie im jakichś komponentów. Dzisiaj często stany magazynowe okazują się nadmierne, co ogranicza bieżącą produkcję. Żeby wyczyścić magazyny, firmy są coraz bardziej skłonne do obniżania cen swoich wyrobów. W przemyśle wytwórczym ceny produkcji sprzedanej w czerwcu były już o 4,1 proc. niższe niż rok wcześniej.

Inną konsekwencją recesji w przemyśle – i pesymizmu producentów – jest spadek zapotrzebowania na pracowników. W minionym miesiącu przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw (firmy z co najmniej dziesięcioma pracownikami) zmalało o około 5 tys. etatów. Niby niewiele, ale w tym miesiącu zatrudnienie niemal zawsze solidnie rosło – poprzednio spadło w 2009 r. Zniżki zatrudnienia, tak jak w poprzednich miesiącach, znów skoncentrowane były w przemyśle, wskazując na jego trwającą restrukturyzację.

Choć w obecnej sytuacji demograficznej Polski jakikolwiek zauważalny wzrost stopy bezrobocia trudno sobie wyobrazić, to słaby popyt na pracowników może mieć przełożenie na wynagrodzenia. Przeciętna płaca w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu wzrosła o 11,9 proc. rok do roku, najmniej od lutego 2022 r. (pomijając nietypowy grudzień ub.r.). W kolejnych miesiącach dynamika płac będzie malała i choć będzie przewyższała inflację, to trudno oczekiwać eksplozji popytu konsumpcyjnego. Już w czerwcu płace wzrosły bardziej niż ceny, pierwszy raz od roku, a mimo to sprzedaż detaliczna towarów zmalała realnie (w cenach stałych) o 4,7 proc. rok do roku.

To wynik nieco lepszy niż w poprzednich trzech miesiącach, ale i tak gorszy niż kiedykolwiek wcześniej, pomijając okres pandemicznych restrykcji w handlu. Nic dziwnego, że wzrost cen towarów ostro hamuje.

Ale ostatnie dane z polskiej gospodarki można ułożyć też w zupełnie inną opowieść. Owszem, produkcja sprzedana przemysłu i sprzedaż detaliczna maleją, ale w obu przypadkach jest to efekt wysokiej bazy odniesienia sprzed roku. Handel rok temu mierzył się z eksplozją popytu związaną ze skokiem populacji Polski w wyniku napływu uchodźców. Dlatego od kilku miesięcy maleje w ujęciu rok do roku sprzedaż dóbr pierwszej potrzeby. Owszem, sprzedaż dóbr trwałego użytku, uchodząca za miarę skłonności konsumentów do dużych wydatków, też maleje, ale tu z kolei wysoka baza odniesienia jest pokłosiem pandemii, gdy trwało masowe doposażanie mieszkań. To również jedno ze źródeł słabości przemysłu. Branże zorientowane na eksport radzą sobie bowiem dobrze.

Wróćmy jednak do konsumentów. W czerwcu sprzedaż detaliczna towarów oczyszczona z wpływu czynników sezonowych wzrosła o 0,6 proc. w stosunku do maja. To bardzo solidny wynik, biorąc pod uwagę to, że w związku z nasyceniem dobrami trwałego użytku popyt konsumpcyjny skupia się dziś na usługach. Jakakolwiek słabość tego popytu, której można się było doszukać w danych, to już przeszłość.

Nastroje konsumentów są lepsze niż przed wybuchem wojny w Ukrainie, czemu sprzyja spadek inflacji. W tej narracji spadek zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw to raczej wynik ograniczeń podażowych niż popytowych: firmy mają po prostu trudności z zapełnianiem wakatów powstałych po dobrowolnych odejściach. Na to zdaje się wskazywać zanikający w gospodarstwach domowych strach przed utratą pracy. Dlatego nie należy liczyć na to, że wzrost płac mocno zwolni, szczególnie po kolejnej podwyżce płacy minimalnej o 20 proc., zaplanowanej na 2024 r. A ponieważ inflacja będzie niemal na pewno malała, realny wzrost wynagrodzeń będzie przyspieszał. To, wraz z waloryzacją 500+ i kredytem na 2 proc., wyzwoli konsumpcyjny boom.

Te opowieści mają odmienne implikacje dla polityki pieniężnej. W pierwszej utrzymywanie stóp procentowych na wysokim poziomie może się jawić jako błąd. Jeśli najwyższa od ponad ćwierćwiecza inflacja miała jakiekolwiek lokalne źródła, to zostały one definitywnie zasypane. Ale dla Rady Polityki Pieniężnej to druga opowieść, skoncentrowana na przyszłości, a nie przeszłości, powinna mieć większe znaczenie. Stopy procentowe to narzędzie, które wpływa na gospodarkę z opóźnieniem. Ich obniżki zadziałają wtedy, gdy gospodarka z dużym prawdopodobieństwem będzie już rozgrzana. Czyli krajowe źródła inflacji dopiero się pojawią. I choć ta w najbliższym czasie będzie nadal malała, istnieje ryzyko, że długo nie wróci do celu NBP, szczególnie w sektorze usługowym.

Jedna narracja akcentuje recesję, widoczną szczególnie w przemyśle i handlu detalicznym. Czerwiec był już piątym z rzędu miesiącem, gdy produkcja sprzedana przemysłu zmalała (realnie, tzn. w cenach stałych) rok do roku. Zniżka była mniejsza niż w poprzednich miesiącach, ale łatwo to wyjaśnić stopniowym wygasaniem efektu wysokiej bazy odniesienia w energetyce i górnictwie. Pomijając to zjawisko, poprawy koniunktury w przemyśle nie widać.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Szefowa Banku Rosji traci cierpliwość, mówi o największym przegrzaniu gospodarki
Gospodarka
Bohater Rosji zatrzymany przez FSB. Odpowiadał za zaopatrzenie wojsk
Gospodarka
Bieda znikła z Rosji? Kreatywna statystyka na potrzeby Kremla
Gospodarka
Stan bezpieczeństwa żywnościowego na świecie. Raport wstydu
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Gospodarka
Państwa G7 uzgodniły warunki pożyczki dla Kijowa