Własna waluta nie sprawdza się w kryzysie?

W odpowiedzi na załamanie się wartości złotego bank centralny podniósł stopy procentowe do 3,5 proc. – Lepiej by nam było w strefie euro – odpowiada część ekonomistów.

Publikacja: 08.03.2022 21:00

Własna waluta nie sprawdza się w kryzysie?

Foto: Adobestock

– Obecna sytuacja moim zdaniem zmienia lub powinna zmieniać postawę dotychczasowych sceptyków wobec strefy euro zarówno w społeczeństwie, jak i wśród polityków – mówi nam Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. – Przebicie psychologicznej granicy 5 zł za euro w ostatnich dniach pokazuje, jak mocno złoty może się osłabić w ekstremalnych sytuacjach. Dziś widzimy, że bycie w strefie euro zwiększyłoby nasze bezpieczeństwo ekonomiczne, włączając nas do krajów cywilizacji zachodniej – uważa.

Zmiana perspektywy

Opinia Dudka nie jest odosobniona. W reakcji na fakt, że nasza waluta traci na wartości tak wobec euro, jak i dolara czy franka szwajcarskiego znacznie mocniej niż samo euro wobec dolara, wśród ekonomistów rozpoczęła się gorąca dyskusja na temat pogłębienia integracji z UE oraz unią monetarną. Przykładowo w środę odbyć się ma debata „Polska w strefie euro – czy wojna zmienia perspektywę” zorganizowana przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. – Oczywiście, że zmienia – odpowiada już dziś Maciej Bukowski, prezes think tanku WiseEuropa.

– Dotychczasowe narracje przedstawione przez rządzących o wyższości posiadania własnej waluty nad wspólną walutą właśnie tracą na aktualności. W zasadzie można je odłożyć na półkę – zaznacza Bukowski.

Chodzi o tezę, że w przypadku asymetrycznych szoków zewnętrznych najlepszym sposobem na ich absorpcję jest własna waluta oraz autonomia w polityce monetarnej. To znaczy, że w sytuacjach kryzysowych wahania kursowe są dobrym i szybkim kanałem dostosowań, lepszym niż np. dostosowania w realnej gospodarce – na rynku pracy w postaci wzrostu bezrobocia czy spadku PKB (to argument często używany w kontekście Grecji, gdzie kryzys zadłużenia uderzył w realną gospodarkę).

Złudne argumenty

– Być może te argumenty byłyby nawet słuszne, ale w jakimś abstrakcyjnym, idealnym świecie. Nasza rzeczywistość pokazuje, że z asymetrycznymi szokami mamy do czynienia bardzo rzadko, ten obecny na pewno do nich nie należy. Jesteśmy bardzo silnie zsynchronizowani z gospodarką strefy euro, w tym z Niemcami, w kontekście cyklu koniunktury – wyjaśnia Bukowski.

Podobnie korzyści z posiadania autonomii w polityce monetarnej wydają się obecnie złudne. – Szok wojny w Ukrainie znacząco mocniej dotknął rynki rozwijające się, do których Polska także się zalicza, a więc i reakcja banku centralnego musi być znacznie mocniejsza. Gdybyśmy byli w strefie euro, takiej potrzeby by nie było – zaznacza Maciej Bukowski.

Nie bez znaczenia w tym kontekście jest też próba wyobrażania sobie, na podstawie spadku wartości ukraińskiej hrywny, jaką wartość miałby złoty w razie wybuchu konfliktu zbrojnego w Polsce.

– W obecnej sytuacji oczekiwałbym od rządu chociaż zarysowania jakiegoś planu przyjęcia euro, tak by uspokoić nastroje i skorzystać ze swoistego parasola ochronnego, jakim jest wspólna waluta – zaznacza Dariusz Rosati, poseł KO i b. członek Rady Polityki Pieniężnej.

Kiedy dobry moment

Z drugiej strony trzeba zauważyć, że nie wszyscy ekonomiści mają równie pozytywny stosunek do euro.

– Oczywiście, gdybyśmy w tej chwili byli w strefie, nie byłoby tak dużej presji na walutę i wynikających z tego zagrożeń dla stabilności makroekonomicznej – przyznaje też Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Ale rozmawianie o euro w Polsce w szczycie kryzysu wojennego nie jest dobre. Sytuacja na rynku walutowym to tylko jeden wymiar, a dobrze jest patrzeć szerzej – zaznacza Bujak.

Jego zdaniem fakt, że inflacja w niektórych krajach strefy euro (np. Litwa, Estonia) była dwucyfrowa jeszcze przed wybuchem wojny, pokazuje, że polityka monetarna prowadzona w sposób jednolity dla wszystkich państwa strefy euro nie jest suboptymalna.

Czytaj więcej

Andrzej Stec: Euro potrzebne nam jak Unia i NATO

– Jeśli chodzi o bezpieczeństwo granic, obecność w strefie euro nic nie zmienia, tu najpoważniejszym gwarantem jest sojusz NATO. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo ekonomiczne, można znaleźć argumenty, że w pewnych okolicznościach byłoby to dla nas sprzyjające, w innych – niekorzystne. Ja opowiadałbym się za przyjęciem euro w momencie, gdy zyskamy pewność, że polska gospodarka jest tak samo rozwinięta, konkurencyjna, elastyczna i innowacyjna, jak gospodarka niemiecka czy holenderska.

Stopy w górę w obronie złotego

Tymczasem polski bank centralny zmuszony jest bronić złotego, sięgając po podwyżki stóp procentowych –wyższe, niż wynikałoby to z wcześniejszej ścieżki. We wtorek Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podniosła stopy procentowe o 0,75 pkt proc., do 3,5 proc. w przypadku stopy referencyjnej, choć jeszcze kilkanaście dni temu wszyscy wskazywali na podwyżkę o 0,5 pkt proc. Inna sprawa, że w obecnej sytuacji słychać było oczekiwania wzrostu stóp nawet o 1–1,5 pkt proc.

– RPP podniosła stopy procentowe dla ratowania złotego. Obecnie największym wyzwaniem jest stabilizacja kursu walutowego, wkrótce pojawi się wyzwanie w postaci spowolnienia gospodarczego – komentuje Marcin Klucznik, analityk z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Mimo że złoty w ostatnich dniach sięgnął szczytów swojej słabości, RPP nie zdecydowała się na bardziej gwałtowny ruch w postaci 1 pkt lub więcej. Świadczy to o tym, że Rada, podejmując decyzje, bierze mocno pod uwagę perspektywy polskiej gospodarki, które się ewidentnie pogorszyły – dodaje Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.

Marcowa podwyżka stóp była już szóstą z rzędu, RPP zaostrza politykę pieniężną od października 2021 r., i wszystko wskazuje na to, że to nie koniec. – Można spodziewać się ruchów w górę także w kolejnych miesiącach, przy czym ich poziom na koniec br., w porównaniu z oczekiwaniami sprzed wybuchu wojny, niekoniecznie będzie dużo wyższy. W przypadku stopy referencyjnej może to być 4–4,5 proc. – zaznacza Kurtek. I to pomimo że nawet w najnowszej projekcji inflacyjnej NBP pojawiały się prognozy dwucyfrowej inflacji.

Ból kredytobiorców

Choć podwyżki stóp są obecnie w pełni uzasadnione, to niewątpliwie jest to problem dla kredytobiorców. Z analizy przygotowanej przez PIE wynika, że osoba, która ma zaciągnięty kredyt o wartości ok. 200 tys. zł, obecnie płaci ok. 1,34 tys. zł raty kredytowej. Po wtorkowym ruchu RPP, rata wzrośnie o 91 zł. Jeśli zaś stopy wzrosną do 4 proc., miesięczne obciążenie takiego kredytobiorcy zwiększy się o 149 zł.

W przypadku kredytu o wartości 600 tys. zł rata kredytowa (obecnie wynosząca ponad 4 tys. zł) rośnie odpowiednio o 272 zł i 447 zł.

– Obecna sytuacja moim zdaniem zmienia lub powinna zmieniać postawę dotychczasowych sceptyków wobec strefy euro zarówno w społeczeństwie, jak i wśród polityków – mówi nam Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. – Przebicie psychologicznej granicy 5 zł za euro w ostatnich dniach pokazuje, jak mocno złoty może się osłabić w ekstremalnych sytuacjach. Dziś widzimy, że bycie w strefie euro zwiększyłoby nasze bezpieczeństwo ekonomiczne, włączając nas do krajów cywilizacji zachodniej – uważa.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie