Dwa wcześniejsze tygodnie mocnych zwyżek, które napędzane były zapowiedziami (najpierw z Europy, a potem ze Stanów Zjednoczonych) uruchomienia programów stymulowania gospodarek, mocno rozleniwiły inwestorów. Część z nich najwyraźniej uznała, że problemy nurtujące świat zostały zażegnane, i miała ochotę na dalsze zwyżki. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna i w poprzednim tygodniu przez rynki przetoczyła się fala spadków.

Aktywa inwestorów z rynków wschodzących zmniejszyły się w ciągu pięciu ostatnich sesji średnio po ok. 1,5 proc. W najgorszych nastrojach z pewnością byli Chińczycy. Tamtejsza giełda zniżkowała przeszło 4,5 proc. To oznacza, że od początku roku parkiet w Szanghaju stracił już blisko 8 proc. To zdecydowanie najgorszy wynik spośród państw rozwijających się. Na narastające kłopoty chińskiej gospodarki (wrześniowy wskaźnik koniunktury PMI?dla przemysłu potwierdził, że ten dział jest wciąż w recesji) nałożył się konflikt z Japonią o kilka skalistych wysepek. Napięta atmosfera pomiędzy oboma krajami z pewnością nie sprzyja zarabianiu pieniędzy, co skutkuje odpływem kapitału z Chin.

W zupełnie innych nastrojach kończyli poprzedni tydzień inwestorzy lokujący kapitały w Indiach. Zarobili, drugi tydzień z rzędu, ponad 4 proc. Tamtejsza gospodarka, dzięki ogromnemu rynkowi wewnętrznemu, wykazuje dużą odporność na globalne spowolnienia i może dodatkowo skorzystać na zadyszce, która dopadła Chiny.

Europejskie giełdy wschodzące w poprzednim tygodniu zgodnie straciły na wartości. Kiepska koniunktura gospodarcza na Zachodzie kontynentu wpływa negatywnie na kondycję gospodarki czeskiej, węgierskiej czy polskiej. Potwierdzeniem tej tezy mogą być choćby wrześniowe dane o produkcji przemysłowej w naszym kraju. Była tylko o 0,5 proc. większa niż rok wcześniej. W porównaniu z sierpniem spadła o 0,8 proc.