Rząd zamierza zaciągnąć 2 mld euro kredytu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, aby zapewnić krajowe współfinansowanie projektów unijnych, dowiedziała się „Rz”. To pierwszy taki kredyt w tym banku związany z pokryciem naszego wkładu w projekty finansowane przez Unię zaciągany bezpośrednio przez budżet państwa.
Zdaniem części ekonomistów jest to kolejny przykład tego, że gabinet Donalda Tuska mówi o konieczności ograniczania długu publicznego, a sam go powiększa. Inni przekonują, że liczy się rachunek ekonomiczny i zawsze trzeba szukać tańszych źródeł pieniądza niż droższych. Takim źródłem jest właśnie kredyt w EBI. Koszty jego obsługi są mniejsze niż koszty wyemitowania obligacji skarbowych. – Środki zostaną przeznaczone na projekty nieduże oraz te niewymagające ocen oddziaływania na środowisko – wyjaśnia Anna Konik-Żurawska, rzecznik resortu rozwoju regionalnego. Chodzi o to, by móc je szybko zrealizować. Inna osoba związana z rządem zapewnia jednak, że pieniądze z banku potrzebne są głównie na przyspieszenie inwestycji infrastrukturalnych, głównie kolejowych. Najprawdopodobniej więc 2 miliardy euro w połowie zostaną podzielone na te cele.
Co ciekawe, dług związany z pożyczką w EBI może być też próbą odciążenia długu budżetu. – Obecnie współfinansowanie krajowego wkładu w inwestycje unijne w 100 proc. obciąża budżet państwa, a kredyt z EBI może być tak skonstruowany, aby go nie obciążał – tłumaczy nasz rozmówca z kręgów bankowych.
Jednak Elżbieta Suchocka-Roguska, była wiceminister, rozwiewa te wątpliwości. Tłumaczy, że nieobciążanie budżetu byłoby możliwe, gdyby taki kredyt zaciągnęli np. marszałkowie, a nie budżet państwa. Zdaniem Suchockiej niemożliwe jest też sfinansowanie z kredytu z EBI polskiej składki do budżetu Unii, bo i takie pogłoski można usłyszeć w związku z poszukiwaniem przez rząd dodatkowych dochodów. – Składkę można zapłacić z ogólnego kredytu na finansowanie budżetu, ale nie z takiego – dodaje Suchocka.
– Polska od lat korzysta z pożyczek EBI, ważne jest tylko, abyśmy nie przekroczyli bezpiecznego pułapu zagranicznego, publicznego i prywatnego długu, bo to może mieć znaczenie dla kursu złotego – wskazuje prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.