– Będę walczył o „bogatszy budżet” Unii Europejskiej. Solidarność między krajami członkowskimi w tej sprawie jest potrzebna wszystkim i wszystkim się opłaca – stwierdził wczoraj w Warszawie szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek.
Tymczasem unijni płatnicy netto chcą zamrożenia wspólnego budżetu. Na razie głośno domaga się tego pięć krajów. – Dostaliśmy list. To jest wstępna propozycja pięciu krajów. W Unii Europejskiej są jeszcze 22 państwa członkowskie i chcemy się wsłuchać w głos wszystkich – powiedziała wczoraj Pia Ahrenkilde Hansen, rzeczniczka Komisji Europejskiej.
To pierwsza reakcja Komisji na inicjatywę brytyjskiego premiera Davida Camerona, która uzyskała poparcie czterech innych rządów: Niemiec, Francji, Holandii i Finlandii. W opublikowanym w ostatni weekend liście jego sygnatariusze piszą, że Unia w swoich wspólnych finansach powinna brać pod uwagę wysiłki stabilizacyjne poszczególnych krajów i zamrozić swoje wydatki. Konkretnie proponują, aby od 2014 roku unijne budżety liczone w zobowiązaniach nie były większe od tego z 2013 roku, po uwzględnieniu inflacji. Oznacza to ok. 1,1 – 1,12 proc. dochodu narodowego brutto.
Początkowo Cameron chciał określenia górnego pułapu wydatków UE, liczonych w zobowiązaniach, na poziomie 0,85 proc. dochodu narodowego brutto. Jednak, jak nieoficjalnie mówią dyplomaci w Brukseli, na taki plan nie chciała się zgodzić Angela Merkel. Z kolei Nicolasa Sarkozy’ego brytyjski premier pozyskał nieoficjalnymi zapewnieniami, że zgodzi się na zachowanie polityki rolnej, której farmerzy francuscy są głównymi beneficjentami. A Sarkozy miał rzekomo obiecać, że będzie popierał utrzymanie brytyjskiego rabatu, czyli nadzwyczajnej ulgi w składce tego kraju sięgającej obecnie 4,6 mld euro. Wszystko to doniesienia nieoficjalne.
Gdyby brytyjsko-francuski targ był forsowany, byłoby to niekorzystne dla Polski. Bo oszczędności musiałyby wtedy dotknąć polityki spójności, drugiej obok rolnictwa dziedziny największych wydatków UE. A największym beneficjentem funduszy pomocowych jest Polska. Sojusznikiem Warszawy w batalii o zachowanie dużych pieniędzy na politykę spójności będzie Komisja Europejska, która uważa, że jest to dobry instrument walki z kryzysem.