Rz: BOŚ podobnie jak dwa inne banki zaangażował się w finansowanie inwestycji miejskich z unijnej inicjatywy Jessica. Jak ocenia pan ten mechanizm?
Projekty finansowane w ramach inicjatywy Jessica łączą w sobie aspekty biznesowe i społeczne. Takie połączenie wymaga nieco innego podejścia niż w przypadku przedsięwzięć czysto ekonomicznych, w których najważniejszy jest rachunek zysków i strat, jasno określona stopa zwrotu, precyzyjnie wskazany horyzont inwestycyjny. Celem Jessiki jest nie tylko zysk przekładalny natychmiast na wartości czysto finansowe. Równie istotna jest tu rewitalizacja obszarów miejskich, poprawa jakości życia mieszkańców, umożliwienie im nowych możliwości rozwoju. To ostatnie ma też bezpośrednie przełożenie ekonomiczne – mam tu na myśli tworzenie nowych miejsc pracy. Jednak takie inwestycje z powodu niższej, przynajmniej w początkowym etapie przedsięwzięcia, zyskowności wymagają wszakże specjalnych, preferencyjnych warunków. Moim zdaniem w przypadku Jessiki zastosowano optymalne rozwiązanie. Aspekty społeczne inwestycji są doceniane i rekompensowane niższymi niż rynkowe cenami kredytu – mówimy o oprocentowaniu WIBOR minus 2–2,5 proc., co znakomicie poprawia płynność przedsięwzięć i umożliwia ich sfinansowanie.
Popyt na pożyczki na inwestycje miejskie nie jest jednak duży. Banki pełniące role tzw. funduszy rozwoju obszarów miejskich podpisały dotąd tylko 12 umów?
Liczba umów może mylić. Kontrakty to już efekt końcowy. Zainteresowanie pożyczkami z inicjatywy Jessica jest naprawdę duże. Każde z województw, w którym realizowana jest Jessica, już na początku jej wdrażania dysponowało listą kilkunastu projektów przygotowanych przez samorządy, które mogłyby być sfinansowane w ramach tej inicjatywy.