en zbrojny incydent dotknął przede wszystkim giełd w Azji. Hang Seng, główny indeks parkietu w Hongkongu, stracił w ciągu sesji 2,7 proc. Na spadek wpływ miały jednak głównie obawy związane z przyspieszającą inflacją w Chinach oraz coraz wolniejszą akcją kredytową chińskich banków. Koreański indeks Kospi spadł jedynie o 0,8 proc. Zniżka nie była głęboka, bo handel na seulskiej giełdzie został przerwany tuż po pojawieniu się informacji o północnokoreańskim ataku.
Skutki incydentu silniej odczuł won, czyli waluta Korei Południowej. Osłabiła się w ciągu dnia o prawie 3 proc. wobec dolara. Był to największy od dwóch lat spadek jego kursu. Władze Banku Korei zebrały się na nadzwyczajnym posiedzeniu, na którym dyskutowano nad sposobami powstrzymania negatywnej reakcji rynków. Seulski bank centralny przypomniał, że na koniec października dysponował rezerwami walutowymi wartymi 293,4 mld USD, co jest kwotą wystarczającą do przeciwdziałania ewentualnej panice na rynkach.
Wpływ incydentu na rynki poza Azją był ograniczony. Europejskie indeksy giełdowe umiarkowanie traciły w ciągu sesji, na minusach otworzyły się rynki za oceanem. Był to jednak w dużo większej mierze efekt problemów strefy euro niż konfliktu między dwiema Koreami. Nastroje inwestorów w Europie i USA już od wielu dni kształtowane są przez obawy o sytuację w Irlandii, której finanse publiczne będą ratować Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
– Kryzys w Korei sprawił, że na rynkach pojawiło się dodatkowe ryzyko, na które inwestorzy nie mają ochoty. Wciąż przecież bardzo wiele się dzieje, jeśli chodzi o europejski kryzys zadłużeniowy. Inwestorów niepokoi też przyspieszająca inflacja w Chinach. Giełdowe indeksy spadałyby więc, nawet gdyby nie doszło do wzrostu geopolitycznych napięć – uważa Tim Schroeders, zarządzający funduszem w australijskiej firmie Pagena Capital.
– Wiadomości, które dochodzą z Chin, z Irlandii, a teraz z Korei, przypominają ludziom o istnieniu ryzyka na rynkach. Największe obawy nie dotyczą jednak sytuacji w Korei – twierdzi Andrew Milligan, strateg z brytyjskiego Standard Life Investments.