W Polsce firmy organizują wyprzedaże, kiedy chcą, prawo bowiem nie reguluje tego zjawiska zbyt dokładnie. W Europie są jeszcze tylko dwa takie kraje – Norwegia i Wielka Brytania – jednak tam konkurencja wymusiła rozpoczynanie posezonowych przecen w tym samym terminie. Na Wyspach jest to zawsze 26 grudnia. Wówczas wszystkie sklepy obniżają ceny nawet o 80 proc.
– W Polsce raczej czeka się, aż ruszy konkurencja, żeby nie wychodzić przed szereg – przyznaje prezes jednej z sieci odzieżowych. We Francji ten nadzwyczajny handlowy sezon trwa od 12 stycznia do 15 lutego, w Belgii od 3 do 31 stycznia. W Niemczech zaś wyjątkowo krótko – tylko przez ostatni tydzień stycznia i pierwszy tydzień lutego. Jednak w tym okresie klienci mają pewność, że cały asortyment z ubiegłego sezonu ma obniżone ceny.
– Zbyt daleko idąca regulacja też nie jest pożądana. Wyprzedaże są zawsze korzystne dla konsumenta, wiążą się ze sprzedażą produktów poniżej wartości ekonomicznej. Jeśli oczywiście są uczciwe i prowadzone w dobrej wierze – wyjaśnia Piotr Stańczak, dyrektor Europejskiego Centrum Konsumenckiego w Polsce.
Tu zaczyna się problem, ponieważ wiele firm zdaje sobie sprawę, że słowo „wyprzedaż” na witrynie przyciąga jak magnes. Tymczasem w sklepie okazuje się, że jedynie niewielka część oferty faktycznie została przeceniona.
– Generalnie tego typu praktyki mogą być uznane za nieuczciwe, jeśli pomijają lub przeinaczają informacje potrzebne konsumentowi do podjęcia decyzji o zakupie i prowadzą do takich, których by nigdy nie podjął. Nie zapominajmy jednak, ze w marketingu pewna przesada jest dopuszczalna jako element gry rynkowej – dodaje Piotr Stańczak.