Niemieckie związki zawodowe nadal protestują przeciw całkowitemu otwarciu niemieckiego rynku pracy. Domagają się zwiększenia kontroli rynku, płacy minimalnej w całej gospodarce oraz gwarancji takich samych płac dla pracowników napływowych i Niemców. Rząd odrzuca konsekwentnie wszelkie żądania powszechnej płacy minimalnej, ale zdecydował się na jej wprowadzenie w kolejnej, dziesiątej już, branży. Chodzi o pracowników czasowych, w której to branży od 1 maja obowiązywać będzie płaca minimalna 7,79 euro za godzinę w landach zachodnich oraz 6,89 euro na wschodzie Niemiec. Równocześnie wprowadzono szereg zapór biurokratycznych utrudniających zagranicznym agencjom pracy tymczasowej funkcjonowanie na niemieckim rynku. – Samych formularzy koniecznych do uzyskania zezwolenia na działanie jest 13 – mówi Jacek Robak, szef wydziału promocji i handlu polskiej ambasady w Berlinie.
Utrudnia to nadal dostęp do niemieckiego rynku pracy, ale zasadnicze bariery zostaną 1 maja usunięte. Domagają się tego niemieccy pracodawcy, udowadniając, że cierpią na brak fachowców, np. inżynierów. – O braku fachowców w chwili obecnej trudno mówić. To fatamorgana – uważa Karl Brenke, ekspert Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (DIW). Z jego analiz wynika, że liczba studentów na kierunkach technicznych na niemieckich uczelniach gwarantuje przez najbliższe lata dopływ inżynierów do gospodarki na pożądanym poziomie. Jak się okazuje, z 27 niemieckich koncernów notowanych na giełdzie w indeksie DAX dwie trzecie nie ma żadnych problemów z fachowcami. – Pracodawcom chodzi o generalne otwarcie rynku dla cudzoziemców, gdyż pozwoli im to na utrzymanie płac na obecnym poziomie – tłumaczy Brenke. Nie wyklucza, że poszczególni inżynierowie z Polski znajdą w Niemczech zatrudnienie, ale wielkich nadziei nie powinni sobie robić. Brak jest natomiast w Niemczech lekarzy, ale wyłącznie w landach wschodnich.
Brak chętnych do pracy np. w zawodzie hydraulika czy piekarza. Tu są szanse dla Polaków. Brakuje także opiekunek i opiekunów dla osób starszych. Ale to się może wkrótce zmienić, gdyż przygotowywana jest regulacja umożliwiająca zatrudnianie tych osób z krajów spoza UE. Jak się ocenia, w Niemczech pracuje obecnie 100 tys. opiekunek z nowych państw członkowskich UE, z tego ponad trzy czwarte pochodzi z Polski. Konkurencja na tym rynku będzie więc większa.
– Nie spodziewamy się szturmu pracowników na Niemcy – mówi "Rz" Rolf Brauksiepe, wiceszef resortu pracy. Do 2020 r. do Niemiec ma napłynąć 1,3 mln pracowników, zdecydowana większość z Polski. Pod koniec 2009 r. w Niemczech zatrudnionych było 580 tys. pracowników z nowych państw UE, z tego ok. 420 tys. Polaków.
— Piotr Jendroszczyk z Berlina