Niewielki pożytek z euroobligacji

Jedynie głębokie reformy mogą pomóc rozwiązać obecne kłopoty wielu krajów strefy euro. Wprowadzenie kontrowersyjnych euroobligacji niewiele tu zmieni. Widać jednak wyraźnie, że powoli zmierzamy w kierunku ścisłej koordynacji polityki fiskalnej poszczególnych państw

Publikacja: 22.08.2011 01:26

Niewielki pożytek z euroobligacji

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Duetowi kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy chodzi o jak najściślejszą koordynację gospodarczą. Pytanie, jak daleko może się posunąć koordynacja polityki 17 krajów eurolandu, tak aby projekt ten był do przyjęcia również dla mniejszych państw strefy – takich, których siła przebicia jest znacznie mniejsza niż Niemiec czy Francji.

Ostatnie deklaracje kanclerz Merkel i prezydenta Sarkozy'ego wskazują na dalsze zacieśnianie współpracy w ramach 17 krajów ze wspólną walutą. Co prawda część z ostatnio ogłoszonych deklaracji nie jest nowością, niemniej sam fakt mocnej determinacji politycznej dwojga najważniejszych przywódców strefy euro wskazuje na to, że należy się spodziewać kolejnych etapów zacieśniania współpracy.

Z gospodarczego punktu widzenia jest na pewno jasne, o co im chodzi. Szukają mianowicie takiej formy koordynacji gospodarczej, aby jak najbardziej się zbliżyć do unii fiskalnej, nie odbierając przy tym rządom czy parlamentom poszczególnych krajów atrybutów władzy wykonawczej. To trochę jak z tym ciastkiem, które chciałoby się zjeść i mieć jednocześnie. Będzie ciężko. Ale po kolei.

Długa droga do wprowadzenia wszystkich pomysłów

Po pierwsze, proponuje się wpisanie do konstytucji poszczególnych państw zasady zrównoważonego budżetu, dzięki czemu uniknięto by w przyszłości nadmiernego długu. Miałoby to na celu uniemożliwienie przekroczenia przez dług poziomu 60-proc. PKB. Ale np. Belgia czy Włochy, w których długi państwowe przekraczają 100 procent PKB (nie wspominając o Grecji), musiałyby dokonać dodatkowych działań, aby ten poziom osiągnąć. Trzeba pamiętać, że dzisiaj średni dług europejski wynosi ponad 80 procent PKB, co oznacza, że niewiele krajów eurolandu będzie w stanie w najbliższych latach utrzymać limit długu zapisany w Maastricht.  Było to więc swego rodzaju wpisanie do konstytucji zasad limitujących dług, prawdopodobnie w stylu zbliżonym do zapisów niemieckich. Ten pomysł jest jak najbardziej godny poparcia, pytanie tylko, jak skutecznie go wdrożyć. Diabeł tkwi przecież w szczegółach, zwłaszcza w ścieżce dojścia do bezpiecznych poziomów zadłużenia.

Europejscy przywódcy powinni podejmować  decyzje po przeanalizowaniu ich długoterminowych konsekwencji

Drugim pomysłem jest tzw. rząd gospodarczy strefy euro. Nie jest to de facto żaden rząd, bardziej forma koordynacji polityki gospodarczej. Chodzi m.in. o to, aby uzgadniać założenia przy tworzeniu budżetów i koordynować, na tyle, na ile to możliwe, politykę fiskalną oraz monitorować konkurencyjność gospodarek. Tego typu rozwiązanie bez wątpienia sprzyjać będzie stabilizacji, ale nie jest w stanie wymusić odpowiedzialnej polityki na nieodpowiedzialnych rządach. Ten dylemat pozostanie bez względu na wszelkie zapisy traktatowe.

Kolejny pomysł to wprowadzenie podatku od transakcji na rynku finansowym. Na razie pomysł ten jest jednym z bardziej kontrowersyjnych choćby ze względu na to, że miałby obowiązywać w 17 krajach eurolandu, a nie w całej Unii Europejskiej. Chwilę po jego zgłoszeniu pojawiły się głosy, że chodziło przecież o całą Unię Europejską, ale bądźmy poważni – nie wyobrażam sobie Brytyjczyków wprowadzających tego typu pomysły, szczególnie w zakresie opodatkowania transakcji finansowych.

Wspólny podatek od zysków korporacji miałby być kolejnym elementem planu. Na początku tylko we Francji i Niemczech, potem zapewne w całym eurolandzie. Francuzom jak zwykle chodzi o to, aby pieniądz inwestycyjny nie uciekał do miejsc bardziej atrakcyjnych podatkowo w ramach siedemnastki. Pytanie tylko, czy poprzez wprowadzenie wspólnego podatku korporacyjnego strefa euro stanie się bardziej konkurencyjna, czy też mniej konkurencyjna. Raczej mniej, bo stawka podatku będzie równała przecież w górę.

W sumie więc są dwie sensowne propozycje, dwie mniej. Najważniejsze jednak, że liderzy strefy euro chcą i będą iść w stronę ściślejszej integracji. I to bez nas, ale na to się nie ma co obrażać.

Proces podziału nie do zatrzymania

Strefa euro ma wspólne problemy i trudno oczekiwać, że do ich rozwiązywania zaprosi kogoś spoza tego klubu. Unia Europejska podzieli się na dwie prędkości i procesu tego nie powstrzymamy.

Kluczowy jednak zarówno dla nas, jak i dla całej Unii był brak zgody, przynajmniej na razie, na emisję euroobligacji. Ale rynek finansowy oczekuje, że w końcu euroobligacje staną się faktem. To zrozumiałe, jeśli Niemcy, Francja i kilka mniejszych, ale zamożnych krajów północy będzie gwarantowało euroobligacje, to ich emisja powinna wystarczyć na pokrycie problemów płynnościowych Hiszpanii. Ba, nawet Włoch.

Wprowadzając jednak euroobligacje, państwa dające gwarancje dla tych papierów stają się współodpowiedzialne za kondycję fiskalną pozostałych krajów będących w strefie euro, szczególnie tych w tarapatach finansowych. Emisja wspólnych obligacji zdejmie bezpośrednią odpowiedzialność za sytuację finansów publicznych, gdyż gwarancji będą udzielać Niemcy i Francja. Czyli zostanie zlikwidowany jedyny skutecznie dyscyplinujący mechanizm, jakim jest rynek.

I przecież o to chodzi, aby rynek nie oceniał poszczególnych krajów, tylko całą strefę euro. Tyle że odpowiedzialność za budżet Grecji, Portugalii, a być może i Hiszpanii będzie ponosił rząd Niemiec, może też Francji.

Widać poszukiwanie takiej formy koordynacji gospodarczej, aby jak najbardziej zbliżyć się do unii fiskalnej, nie odbierając przy tym rządom czy parlamentom poszczególnych krajów atrybutów władzy wykonawczej

Wyobraźmy sobie, że rząd któregoś kraju znajdującego się w tarapatach finansowych nie ma zamiaru wprowadzać oszczędności w budżecie i prowadzi politykę wzrostu deficytu i długu. Jaki miałby w takim przypadku zadziałać mechanizm przywołujący rząd czy parlament tego kraju do porządku?

Jedynym skutecznym rozwiązaniem musiałoby być oddanie części suwerenności. Niedawno słyszałem od doradców rządu niemieckiego, iż pełnomocnictwa w zakresie tworzenia prawa w takim kraju przejmowałby Parlament Europejski. Uważam to nie dość że za utopijne, to jeszcze za wręcz niebezpieczne.

Początek końca zjednoczonej Europy?

Byłbym skłonny twierdzić, że emisja euroobligacji na dużą skalę mogłaby być początkiem końca Unii Europejskiej. Jej konsekwencją musiałaby być bowiem bardzo głęboka ingerencja w suwerenne decyzje krajów członkowskich.

Gdyby do niej doszło, doprowadziłoby to do powstania napięć, szowinizmów narodowych i sprzeciwu w sprawie dyktatu bogatszych krajów wobec biedniejszych. Rynek finansowy patrzy bardzo krótkoterminowo na to, jak rozwiązać obecny problem w strefie euro, przywódcy europejscy powinni jednak podejmować tego typu decyzje, przeanalizowawszy ich długoterminowe konsekwencje.

Na szczęście na razie projekt euroobligacji został odrzucony.Ale jeśli dokładnie wsłuchać się w słowa prezydenta Sarkozy'ego, to nie wygląda to już tak różowo. Powiedział on bowiem, że projekt euroobligacji można sobie wyobrazić dopiero na końcu procesu integracji, a nie na początku.

Tak naprawdę jedynym krajem sprzeciwiającym się euroobligacjom są Niemcy. Minister finansów Wolfgang Schäuble stwierdził, że wprowadzenie mechanizmu wspólnych obligacji dla całej strefy euro zlikwidowałoby jedyny skuteczny mechanizm, który ogranicza nieodpowiedzialne działania polityków – mechanizm rynkowy.

Tak naprawdę to Niemcy musia-łyby wziąć całą odpowiedzialność za strefę euro na własne barki. Nie jestem pewien, czy niemieckie społeczeństwo, gdzie nie mieszkają przecież sami zamożni obywatele, byłoby skłonne tego typu zobowiązanie zaakceptować.

W sumie jednak powoli zmierzamy w kierunku ścisłej koordynacji polityki w ramach strefy euro. Niemniej sama koordynacja polityki bieżących problemów nie rozwiąże. Problemy nie są płynnościowe, ale strukturalne. Nie rozwiążą ich też żadne euroobligacje. Bez reform strukturalnych zarówno dziś, jak i w przyszłości, gospodarek, które są dziś w tarapatach, nie da się postawić na nogi. W ekonomii bowiem nie ma cudownych lekarstw.

Autor jest głównym doradcą ekonomicznym DemosEuropa i przewodniczącym RN DI Investors

Duetowi kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy chodzi o jak najściślejszą koordynację gospodarczą. Pytanie, jak daleko może się posunąć koordynacja polityki 17 krajów eurolandu, tak aby projekt ten był do przyjęcia również dla mniejszych państw strefy – takich, których siła przebicia jest znacznie mniejsza niż Niemiec czy Francji.

Ostatnie deklaracje kanclerz Merkel i prezydenta Sarkozy'ego wskazują na dalsze zacieśnianie współpracy w ramach 17 krajów ze wspólną walutą. Co prawda część z ostatnio ogłoszonych deklaracji nie jest nowością, niemniej sam fakt mocnej determinacji politycznej dwojga najważniejszych przywódców strefy euro wskazuje na to, że należy się spodziewać kolejnych etapów zacieśniania współpracy.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Finanse
Revolut przedstawia potężne zyski i ambitne plany. Również dla Polski
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Partnera
Nowe podejście do finansowania - szansa dla Polski