Ministerstwo Finansów zapowiada zamrożenia skali podatkowej na kolejne lata: na pewno na 2015 r., ale prawdopodobnie także na 2016 i 2017 – wynika z wieloletniego planu finansowego, do którego dotarła „Rz", a który dziś będzie przedmiotem obrad rządu.
Zamrożenie skali to tzw. cicha podwyżka podatku PIT, bo chociaż nie ma mowy o wyższych stawkach, to i tak płacimy państwu więcej. Jak szacuje sam resort finansów, dodatkowe wpływy z tytułu zamrożenia to ok. 0,1 proc. PKB rocznie. W 2010 r. było to ok. 1,5 mld zł, w 2015 r. będzie to już ok. 1,8 mld zł, a w 2017 r. – około 2 mld zł.
Biedni mają gorzej
Brak waloryzacji kwoty wolnej od podatku i kosztów uzyskania przychodów jest najbardziej dotkliwy dla osób o najniższych dochodach. W 2009 r. dla minimalnej płacy wynoszącej 1260 zł podatek wynosił ok. 540 zł rocznie. Do 2014 r. najniższe wynagrodzenie wzrosło o 33 proc. (do 1680 zł miesięcznie brutto), ale podatek aż o 82 proc. – do 984 zł. Gdyby skala podatkowa w tym czasie była waloryzowana w tempie wzrostu średnich płac, podatek w 2013 r. byłby o ok. 350 zł niższy – wynika z analizy „Rz". Inaczej mówiąc, tyle rocznie zostawałoby w kieszeniach osób najmniej zarabiających.
W nieco mniej bolesny, ale także odczuwalny sposób, zamrożenie skali podatkowej wpływa na portfele osób o przeciętnych dochodach. W 2013 r. przy zarobkach rzędu 3,6 zł miesięcznie podatek PIT wynosił ok. 3,1 tys. zł rocznie. Przeciętne wynagrodzenie od 2009 r. wzrosło o 17 proc., a podatek – już o 23 proc.
Według rządu średnie wynagrodzenie w przyszłym roku będzie już o 27 proc. wyższe w porównaniu z 2009 r., ale podatek w tym czasie wzrośnie o 36 proc. A idąc jeszcze dalej, do 2017 r. przeciętna płaca zwiększy się o 42 proc., a podatek – o 55 proc. Gdyby skala była waloryzowana co roku, w 2013 r. danina dla fiskusa byłaby o 150 zł niższa, w 2015 r. – o 240 zł, a w 2017 – o 330 zł – szacuje „Rz".