Barack Obama chce między innymi, aby banki były mniejsze, nie grały na rynkach surowcowych i walutowych, nie handlowały firmami. Tyle że takie „grzechy” mają na sumieniu nie tylko instytucje z czołówki amerykańskiej, ale i główne banki brytyjskie, włoskie, francuskie i szwajcarskie. To dlatego wczoraj na wiadomość, że Barack Obama postanowił stawić czoła Wall Street, staniały akcje całego sektora bankowego. Realizacja pomysłu zakazania bankom handlu na własny rachunek spowoduje, że Goldman Sachs, Morgan Stanley, Credit Suisse, UBS i Deutsche Bank osiągną w przyszłym roku przychody niższe o ok. 13 mld USD – twierdzą analitycy JP Morgan Chase.

[wyimek]40 mln dol. dziennie przeznacza Goldman Sachs na grę na rynkach surowców[/wyimek]

Jako pierwsi poparli Obamę politycy brytyjscy, którzy uznali że to, co postanowił zrobić prezydent USA, jak najbardziej pasuje do ich strategii. Typowany na przyszłego ministra finansów Wielkiej Brytanii konserwatysta George Osborne powiedział, że jego partia zamierza zająć się podziałem banków. Christine Lagarde, minister finansów Francji, uznała, że Barack Obama „zrobił krok w bardzo, ale to bardzo dobrym kierunku”. Jednakże zdaniem analityków jest mało prawdopodobne, żeby rządy europejskie rzeczywiście zdecydowały się na podobnie radykalne posunięcia.

– Europejczycy tego nie zrobią – uważa Simon Vaughan z firmy analitycznej MF Global Insight. – Tutaj nie ma tak wielkiej presji politycznej, jak jest to za oceanem – dodał. Wyjaśnił, że inna jest też rola banków na Starym Kontynencie, bo głównie finansują one przedsiębiorstwa.

Gdyby jednak ostatecznie Wielka Brytania poparła Obamę w reformowaniu sektora bankowego, instytucje z kontynentu znalazłyby się w komfortowej sytuacji, a niektóre bardziej ryzykowne operacje po prostu zostałyby przeniesione np. do Genewy i Zurychu. – To byłby wręcz koniec brytyjskiej bankowości, bo kontynentalna konkurencja po prostu by je pożarła – argumentuje Vaughan.