Czy wzrostem stóp procentowych zdołamy pokonać inflację?

Podjęcie przez rząd działań m.in. na rzecz uelastycznienia podaży pracy mogłoby zmniejszyć presję RPP na podnoszenie stóp procentowych w celu neutralizacji presji inflacyjnej. Co zarazem musi prowadzić do schładzania koniunktury i wzrostu bezrobocia

Publikacja: 08.04.2008 07:37

Czy wzrostem stóp procentowych zdołamy pokonać inflację?

Foto: Rzeczpospolita

Red

Od kilku miesięcy stopa inflacji mierzona wskaźnikiem towarów i usług konsumpcyjnych (CPI) wyraźnie rośnie – od 1,6 proc. w styczniu 2007 r. (w relacji rok do roku) do 2,6 proc. w czerwcu, 4,0 proc. w grudniu i styczniu 2008 r. oraz 4,2 proc. w lutym 2008 r. (zob. tabela). Co więcej, według prognoz ekspertów, NBP i Ministerstwa Finansów inflacja w następnych miesiącach będzie dalej rosła, być może aż do 5 – 5,5 proc. w III kw. 2008 r.

Antycypując przyspieszenie inflacji, już w kwietniu 2007 r., kiedy jeszcze nie odbiegała od celu inflacyjnego, Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła podnoszenie stóp procentowych i nadal je podnosi. Powstają w związku z tym co najmniej dwa pytania.

Po pierwsze, czy – biorąc pod uwagę źródła obecnego przyspieszenia inflacji – zwiększanie stóp procentowych banku centralnego może ten nacisk rzeczywiście skutecznie zdławić?

Po drugie – czy temu przyspieszeniu możemy przeciwdziałać wyłącznie przez wzrost stóp procentowych?

U źródeł obecnego wzrostu inflacji na świecie leżą dwa czynniki: wzrost cen ropy naftowej i towarzyszący mu wzrost cen paliw i innych nośników energii oraz wzrost cen nieprzetworzonych płodów rolnych, a wskutek tego wielu produktów rolno-spożywczych. W Polsce występują zaś jeszcze dwa dodatkowe – wzrost cen regulowanych przez państwo oraz – zdaniem części ekspertów – wzrost popytu wywołany przyspieszeniem dynamiki płac w sektorze przedsiębiorstw (a w ślad za tym także w usługach publicznych).

Oczywiście trudno oczekiwać, aby wzrost stóp procentowych w Polsce mógł skutecznie i bezpośrednio wpłynąć na światowe ceny ropy, gazu czy innych paliw. Podobnie ceny płodów rolnych zależą przede wszystkim od urodzaju (i od polityki buforowania zmian w plonach zmianami zapasów płodów rolnych), a w ostatnich latach także od wzmożonego popytu na żywność, m.in. ze strony krajów rozwijających się oraz na potrzeby biopaliw (w Polsce wzrost cen żywności wystąpił pomimo stosunkowo dobrych zbiorów).

Jeżeli jednak u źródeł przyspieszenia wzrostu cen leżą czynniki, które znajdują się poza kontrolą polityki pieniężnej, a jednocześnie – dodajmy – w krajach, gdzie dynamika wzrostu gospodarczego jest mizerna, a gospodarka jest raczej w fazie recesji niż w fazie koniunkturalnego rozkwitu, wówczas banki centralne swoich stóp procentowych nie podnoszą, jak EBC, lub je nawet obniżają, jak w USA i w Wielkiej Brytanii.Czy wzrost stóp procentowych w tych krajach (lub w całej UE) w ogóle nie może wpływać na dynamikę inflacji? Hipotetycznie rzecz biorąc, mógłby wpłynąć. Ale ów wzrost musiałby być tak znaczny, aby wywołać dostatecznie dużą redukcję efektywnego popytu (a zatem produkcji i zatrudnienia) i przez to tak znaczny spadek popytu na paliwa na świecie, aby mogło to znaleźć odbicie w zahamowaniu wzrostu ich cen.

Hipoteza zaiste fantastyczna – gwałtowna recesja, wywołana „na zamówienie” banków centralnych w celu przeciwstawienia się cenowemu dyktatowi światowych karteli ropy i gazu. Wzrost stóp procentowych wpływa także na umocnienie kursu waluty, a to z kolei na względny spadek cen dóbr importowanych i przez to na wskaźnik cen ogółem.

W Polsce udział cen regulowanych przez państwo jest znaczny (towary akcyzowe, taryfy opłat za energię i gaz, na przewozy komunikacji pasażerskiej i komunikacji miejskiej, lekarstwa, abonament RTV itd.). Oczywiście, kiedy dodatkowym źródłem przyspieszenia inflacji jest wzrost tych cen, podwyżki stóp procentowych nie są w stanie ich zmienić.

Dla wyodrębnienia cen towarów i usług, na które mogą bezpośrednio wpływać zmiany stóp procentowych banku centralnego, oprócz wskaźników zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych (CPI), obliczanych przez GUS, NBP liczy jeszcze miary tzw. inflacji bazowej. Dwie spośród nich zasługują na szczególną uwagę.

Pierwsza to wskaźnik inflacji netto, który uwzględnia zmiany cen dóbr i usług konsumpcyjnych po wyłączeniu z nich zmian cen żywności i napojów bezalkoholowych oraz paliw.

Druga zaś wyłącza z CPI zmiany cen kontrolowanych przez państwo, też przez stawki podatku akcyzowego (zob. tabela, kolumny 3 i 4). Wielkość inflacji po wyeliminowaniu z CPI łącznie, zarówno cen żywności, napojów bezalkoholowych i paliw, jak i pozostałych cen kontrolowanych pokazuje kolumna 5 tabeli.

Dane zawarte w kolumnach (3) i (5) tej tabeli świadczą o utrzymywaniu się inflacji bazowej netto na stosunkowo niskim i stabilnym poziomie. Podczas gdy CPI rósł od września ub. r., średni wskaźnik inflacji bazowej netto za pierwsze trzy kwartały wyniósł 101,5 (w porównaniu z rokiem poprzednim) i dopiero od grudnia 2007 r. był coraz większy od tej średniej. Wskaźnik ten wzrósł od 101,2 we wrześniu ub. r. do 102,5 w lutym br.

Podobnie, przy średnim wskaźniku CPI pomniejszonym o zmiany cen żywności i cen kontrolowanych w pierwszych trzech kwartałach 2007 r. równym 101,1, jego przekroczenie notujemy dopiero w grudniu 2007 r. oraz w styczniu (101,7) i lutym (101,8) br., ale wskaźniki tej wielkości zdarzały się także w maju i czerwcu ubiegłego roku. Z drugiej strony, wg lutowej projekcji inflacji NBP inflacja bazowa netto w 2008 r. wyniesie średnio 3,2 proc., a niektóre prognozy analityków rynkowych są jeszcze wyższe.Ostatnie dwie kolumny tabeli przedstawiają wpływ inflacji bazowej „podwójnie netto”, tj. CPI po wyłączeniu cen żywności i cen kontrolowanych, i obrazują zakres zmian cen, na które mogą wpływać zmiany stóp procentowych.

Kolumna szósta pokazuje wpływ rocznych zmian wskaźnika CPI „podwójnie netto” (r/r) na roczną zmianę całego CPI. Taka miara wpływu uwzględnia zarówno dynamikę zmian każdej składowej zagregowanego wskaźnika, jak i jego wagę w tym zagregowanym wskaźniku. Zawarte w tej kolumnie wskaźniki przedstawiają w punktach procentowych szacunek wpływu zmian cen pozostających pod bezpośrednim wpływem zmian stóp procentowych na CPI ogółem.

Kolumna siódma pokazuje zaś procentowe udziały zmian CPI zależnych od stóp procentowych w CPI ogółem, daje więc co najmniej przybliżoną miarę tego, jaka część wzrostu zagregowanego CPI pozostaje pod wpływem zmiennej decyzyjnej NBP.

Dane zawarte w tabeli świadczą o dwóch cechach aktualnego przyspieszenia wzrostu cen. Po pierwsze, mimo rosnącego trendu wzrostu CPI wzrost wskaźnika inflacji bazowej netto i CPI po wyłączeniu cen żywności i cen regulowanych powyżej ich średniej wartości z pierwszych trzech kwartałów ub. r. nastąpił dopiero w ostatnich trzech miesiącach.

Wzrost cen oczyszczonych ze zmian cen żywności i cen regulowanych w styczniu i lutym 2008 r. nie daje też dostatecznych podstaw do jednoznacznego wiązania go z jakimś poluzowaniem polityki pieniężnej i/lub fiskalnej.

Po drugie zaś, udział wzrostu cen, który może pozostawać pod wpływem polityki pieniężnej – czyli na który mogą bezpośrednio wpływać podwyżki stóp procentowych banku centralnego, jedynie w maju 2007 roku osiągnął 35 procent, następnie systematycznie spadał, aż do 13 procent we wrześniu i październiku 2007 roku, a jego obecny wzrost nadal pozostawia około 80 procent zmian cen poza bezpośrednim wpływem zmian stóp procentowych.

Jeżeli jednak od 65 procent do 80 procent stopy inflacji jest generowane przez czynniki znajdujące się poza kontrolą polityki pieniężnej banku centralnego, to powstaje pytanie, za pomocą jakich środków powinniśmy się im przeciwstawiać.

Współdziałanie banku centralnego i rząduWskazywałem już, że dla przezwyciężenia aktualnego przyspieszenia inflacji konieczne jest ścisłe współdziałanie rządu i NBP (zob. m.in. „Rz”, 18 lutego br.), biorąc pod uwagę jej obecne źródła.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że działania te wymagają czasu i wobec tego, jeżeli przez najbliższe miesiące tych skutków nie będzie widać, to m.in. dlatego, że zabrakło wyobraźni kilka czy kilkanaście miesięcy temu, a często jeszcze dawniej.

Zacznijmy od cen płodów rolnych. W tym obszarze (obejmującym blisko 1/3 wskaźnika CPI) sytuacja jest szczególnie trudna, gdyż inflacja w ostatnich miesiącach jest napędzana głównie wzrostem cen żywności (o 7,8 proc. w styczniu i o 7,3 proc. w lutym). Oczywiście zmiany stóp NBP na urodzaj ani na światowe ceny żywności wpływu nie mają. W latach nieurodzaju stabilizacji cen służą zmiany państwowych rezerw płodów rolnych (prowadzone w ramach ograniczeń UE), ale w Polsce mamy silny wzrost cen żywności pomimo dobrego urodzaju w ub. roku.

Ten wzrost można mitygować na dłuższą metę przez politykę rolną zmierzającą do poprawy wydajności z hektara i zwiększanie wykorzystania użytków rolnych do produkcji biomasy z jednej strony, a z drugiej strony przez osłabienie nacisku czynników klimatycznych na koszty produkcji rolnej i urodzaje, co z kolei zależy od programów restrukturyzacji gospodarstw rolnych i od wspierania przez państwo szerokich programów irygacji i retencji, redukcji zużycia energii i paliw na jednostkę produkcji i wielu innych programów, do omawiania których nie mam kompetencji.

W każdym jednak razie, chociaż jej efekty mogą wystąpić dopiero po dłuższym czasie, aktywna polityka rolna może w znacznie większym stopniu przyczynić się do osłabienia wzrostu cen żywności niż wzrost stóp procentowych.

W sektorze paliw i energetyki od lat wiadomo o konieczności nie tylko geograficznej, ale i rodzajowej dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia; ponownej analizy opłacalności budowy elektrowni atomowych, rozwoju energetyki opartej na nowoczesnych, małych i prywatnych hydroelektrowniach i innych źródłach pozyskiwania energii (i uwolnienie producentów od aktualnych restrykcji administracyjnych dotyczących m.in. przymusu odsprzedaży wytwarzanej energii do państwowego monopolisty), większego wykorzystania biopaliw itp.

Jeżeli polskie ceny tak bardzo zależą od światowych cen paliw, to jest to skutek nie tylko globalizacji, ale i zaniedbań lat poprzednich. Jednak zapowiedzi rządowego programu zmian w tym obszarze są nazbyt ogólnikowe, bez przyjmowania odpowiedzialności za realizację konkretnych celów w konkretnych terminach.

W dziedzinie redukcji zużycia paliw na jednostkę PKB Polska dokonała skokowego postępu jeszcze w połowie lat 90. I na tym mniej więcej poziomie się zatrzymaliśmy. Tymczasem w dalszej redukcji zużycia energii i ciepła na jednostkę produkcji lub usługi nadal tkwią spore rezerwy (w używaniu materiałów termoizolacyjnych, energooszczędnych technologii, energo- i ekologicznie oszczędnych silników itp.). Warto więc zaktualizować wsparcie państwa dla przedsiębiorców i konsumentów realizujących takie projekty, pamiętając oczywiście, że najsilniejszym bodźcem do zmian są realne ceny paliw i nośników energii, pokrywające ich koszty pozyskania wraz z przyzwoitą marżą na koszt stały i zysk.

Z cenami paliw, chociaż nie tylko z nimi, wiąże się polityka wzrostu cen regulowanych. Na uwagę zasługuje tu kształtowanie przez producentów marż zysku, szczególne kontrakty menedżerskie i umowy zbiorowe w zakładach energetycznych i w innych przemysłach sieciowych. Wykorzystując pozycję na wpół monopolistyczną, fundują one sobie szczególnie korzystne płace i wynagrodzenia, odprawy, warunki emerytalne, a także trącące przepychem – jak na polskie warunki – budynki biurowe, socjalne i inne.

Wszystko to odbywa się kosztem konsumentów i wydaje się, że stosowne urzędy nadzoru, w tym UOKiK, ani rząd nie podejmują dostatecznych działań, które od tej strony zapobiegałyby wzrostowi kosztów i cen.

Problemem samym w sobie jest to, co się dzieje z cenami lekarstw w Polsce, i w tej dziedzinie bardziej radykalne działania UOKiK też mogłyby się przyczynić do obniżenia tempa wzrostu cen.

Praktyka unikania stopniowych podwyżek cen regulowanych i ich kumulowania prowadzi do skokowych zmian CPI, które muszą nie tylko odbijać się rykoszetem na żądaniach podwyżek płac i świadczeń społecznych, ale dodatkowo dodają do oczekiwań inflacyjnych i związanych z nimi żądań wzrostu płac.

Większość tych działań może przynieść wyniki dopiero w bardziej odległej przyszłości. Wyobraźmy sobie jednak, że rząd uzgodniłby z NBP politykę walki z inflacją, w ramach której tego typu działania strukturalne, zwiększające odporność polskiej gospodarki na przenoszenie zewnętrznych impulsów cenowych, zyskałyby priorytet.

Biorąc pod uwagę, że zarówno wskaźnik inflacji bazowej netto, jak i CPI oczyszczone ze zmian cen żywności i cen kontrolowanych świadczą, że obecne przyspieszenie inflacji wynika głównie z czynników leżących poza bezpośrednią kontrolą NBP, można by wówczas oczekiwać nie tylko wstrzymania się przez NBP z podnoszeniem stóp procentowych, ale uprawnione wydaje się pytanie o rewizję samego celu polityki inflacyjnej NBP.

W każdym razie przy obecnej strukturze źródeł inflacji jej hamowanie przez wzrost stóp procentowych musi być mało skuteczne, gospodarczo zaś bardzo kosztowne i gdyby NBP otrzymał wsparcie w postaci zdecydowanych, antyinflacyjnych działań rządu o charakterze strukturalnym, w okresie zanim ujawnią się efekty tych działań, taką podwyżkę celu inflacyjnego NBP uważałbym za kwestię zasługującą na rozpatrzenie.

Notabene, jeżeli NBP oczekuje, że inflacja bazowa netto w 2008 r. wyniesie aż 3,2 proc., w 2009 r. wzrośnie do 3,8 proc., by w 2010 r. zmniejszyć się tylko do 3,6 proc., świadczy to o sceptycyzmie NBP co do skuteczności zarówno jego instrumentów walki z inflacją, jak i współdziałania rządu w realizacji tego celu. Gdyby ten sceptycyzm miał się okazać uzasadniony, oznaczałoby to najgorszy z możliwych syndromów – schładzania dynamiki gospodarczej z utrzymującą się wysoką inflacją.

Przejdźmy na koniec do tej części CPI, która pozostaje pod wpływem zmian stopy procentowej NBP. Czy i w tym przypadku rzeczywiście zachodzi konieczność ich podnoszenia?

Czy bardzo silny wzrost płac nominalnych w sferze przedsiębiorstw (przenoszony następnie na wzrost płac w sektorze publicznym), od 2007 r. znacznie przewyższający dynamikę wydajności pracy i zwiększający przez to koszty jednostkowe, rzeczywiście już się przełożył na taki wzrost wydatków gospodarstw domowych, który wywołał (lub w bliskiej przyszłości może wywołać) dodatkowy nacisk na ceny?

Informacje GUS o wydatkach konsumpcyjnych gospodarstw domowych przychodzą z opóźnieniem. Dane o zmianach sprzedaży w 2007 r. nie potwierdzały obaw co do wyraźnego przyspieszenia tych wydatków. Przyspieszenie takie obserwujemy w pierwszych dwóch miesiącach 2008 r., przy czym podczas gdy w ub. r. prym wiodły silnie rosnące wydatki na auta; to obecnie zwiększają się także wydatki na pozostałe towary inne niż żywność.

W dziedzinie redukcji zużycia paliw na jednostkę PKB Polska dokonała skokowego postępu jeszcze w połowie lat 90. I na tym mniej więcej poziomie się zatrzymaliśmy

Jednak w rachunku GUS wpływu poszczególnych składników PKB na ogólną stopę jego wzrostu przy stopie wzrostu PKB w II i III kw. ub. r. równej 6,4 proc. wzrost spożycia indywidualnego wynosił tylko 3,2 proc., a w IV kw. stopie wzrostu PKB równej 6,1 proc. odpowiadał wzrost spożycia indywidualnego równy 2 proc. Nawet więc gdyby w pierwszej połowie 2008 r. nastąpiło wyraźne przyspieszenie spożycia indywidualnego, mało realistyczne wydaje mi się oczekiwanie, że wydatki te będą wyprzedzały dynamikę dochodu narodowego (co zakłada się m.in. w przyjętej 25 marca 2008 r. przez rząd aktualizacji Programu Konwergencji, s. 8).

Mimo to wzrost jednostkowych kosztów pracy i związane z tym pogorszenie konkurencyjności sektora przedsiębiorstw muszą niepokoić. Tym bardziej że dotąd szybciej rosnąca wydajność pozwalała eksporterom z nawiązką kompensować straty związane z aprecjacją złotego. Obecnie straty są i tu, i tam. Czy jednak jedynym i najlepszym instrumentem walki z tak generowaną inflacją są już przeprowadzone i dalej zapowiadane podwyżki stopy procentowej NBP?

Na pewno nie są one instrumentem jedynym. Ale pozostałe są w rękach rządu. Należą do nich, jak już pisałem („Gazeta Wyborcza”, 8 października 2007): przebudowa rynku pracy, zapewnienie ustawowych warunków lepszego wykorzystania zasobów pracy przez uelastycznienie jej podaży, dopuszczenie do świadczenia pracy w niepełnym wymiarze, ułatwienia w powrocie do pracy kobiet korzystających z urlopów macierzyńskich i wychowawczych. Jak do tej pory w tych działaniach głos rządu słychać, ale wyników nie widać.

Uelastycznienie podaży pracy wymaga także zmiany polityki imigracyjnej, abolicji dla obywateli krajów sąsiedzkich pozostających obecnie w Polsce bez prawa pobytu, ułatwień w otrzymywaniu prawa stałego pobytu itd. Brak specjalistów z jednej strony oraz pracowników budowlanych, rolnych i innych z drugiej wymaga takich zmian w przepisach i ich interpretacji, które zwiększyłyby podaż zagranicznej siły roboczej, a zarazem pozwoliły napełnić powszechnie zrozumiałymi konkretami pojęcie „strategicznego charakteru” naszych stosunków z Ukrainą.

Innym takim instrumentem są działania zmierzające do przywrócenia znaczenia związkom pracodawców i przedsiębiorców oraz Komisji Trójstronnej w negocjacjach płacowych. Przedmiotem uzgodnień między rządem a reprezentacją przedsiębiorców i związkami zawodowymi muszą być też inicjatywy i decyzje rządu dotyczące płacy minimalnej, składek ubezpieczeniowych i podobne, bezpośrednio lub pośrednio wpływające na koszty pracy, przy zrozumieniu przez rząd i związki zawodowe więzi między konkurencyjnością przedsiębiorstw a bezrobociem.

Taka właśnie polityka ostrożnego mediowania przez rząd pomiędzy reprezentatywnymi i silnymi związkami zawodowymi (tak by mogły one następnie wyegzekwować realizację osiągniętych porozumień) a reprezentacją przedsiębiorców leżała u podstaw m.in. ekspansji eksportowej Niemiec w minionym ćwierćwieczu. Pozostawienie tych kwestii tylko mechanizmowi rynkowemu na stłumienie inflacji raczej nie wpłynie.

Podjęcie przez rząd wielokrotnie już zapowiadanych działań na rzecz uelastycznienia podaży pracy, a także wznowienie instytucjonalnego dialogu nad wielkością i dynamiką płac przez dostatecznie silnych partnerów społecznych, mogłoby zmniejszyć presję RPP na podnoszenie stóp procentowych w celu neutralizacji presji inflacyjnej, które musi zarazem prowadzić do schładzania koniunktury i wzrostu bezrobocia.

Walka z inflacją w Polsce za pomocą podwyżek stóp procentowych w obszarze 65 – 80 proc. zmian cen nie może być skuteczna, a w pozostałej części nie byłaby konieczna, gdyby rząd realizował uzgodniony z NBP pakiet działań. Musiałby on obejmować po pierwsze, działania strukturalne, zmniejszające wrażliwość naszej gospodarki na wzrost światowych cen paliw oraz cen żywności.

Po drugie, musiałby prowadzić do bardziej wygładzonej polityki zmian cen regulowanych (a zarazem bardziej intensywnego przeciwstawiania się stosowanym w sektorach sieciowych praktykom monopolistycznym i przenoszeniu na ceny nieuzasadnionych kosztów).

Po trzecie wreszcie, musiałby zawierać skuteczne instrumenty uelastycznienia podaży siły roboczej oraz samoograniczających uzgodnień co do stawek płac i wynagrodzeń.

Autor jest profesorem ekonomii, byłym ministrem finansów, członkiem rady nadzorczej PKO BP

Od kilku miesięcy stopa inflacji mierzona wskaźnikiem towarów i usług konsumpcyjnych (CPI) wyraźnie rośnie – od 1,6 proc. w styczniu 2007 r. (w relacji rok do roku) do 2,6 proc. w czerwcu, 4,0 proc. w grudniu i styczniu 2008 r. oraz 4,2 proc. w lutym 2008 r. (zob. tabela). Co więcej, według prognoz ekspertów, NBP i Ministerstwa Finansów inflacja w następnych miesiącach będzie dalej rosła, być może aż do 5 – 5,5 proc. w III kw. 2008 r.

Pozostało 97% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką