Taki wniosek można też wysnuć, analizując prognozy międzynarodowych instytucji. Nawet Komisja Europejska, która szacuje, że nasz PKB skurczy się w tym roku o 1,4 proc., podaje, że gospodarka całej Unii i strefy euro odnotuje spadek sięgający 4 proc. Kraje, które dotąd rozwijały się najszybciej – Litwa, Łotwa i Estonia – nie unikną z kolei głębokiej recesji, ich gospodarki skurczą się o ponad 10 proc.
W tym kontekście rację ma szef resortu finansów, gdy mówi, że Europa tonie. Ale czy polskiej gospodarce rzeczywiście uda się w tym roku osiągnąć – jak twierdzi rząd – lekki wzrost?
Zdaniem ekonomistów nawet jeśli na tle Europy i świata nie wyglądamy źle, to może się zdarzyć, że nie unikniemy recesji. Z ankiety przeprowadzonej przez „Rz” wśród krajowych ekspertów wynika, że nasza gospodarka może rosnąć w tempie 1,5 proc., ale równie dobrze może się skurczyć o 1,8 proc.
Niezależnie od tych prognoz wszyscy eksperci są przekonani, że nasz rząd będzie miał poważny problem z realizacją budżetu. Prognozę dochodów podatkowych oparto bowiem na przeświadczeniu, że wzrost gospodarczy sięgnie 3,7 proc. Ekonomiści podkreślają, że w zależności od tego, jak ostatecznie będzie się rozwijać w tym roku gospodarka, w kasie państwa może zabraknąć od 20 do 35 mld zł.
Najbardziej pesymistyczny w wyliczeniach jest prof. Andrzej Wernik z Akademii Finansów, który uważa, że tegoroczny deficyt może być nawet o ponad 35 mld zł wyższy od założonych w budżecie 18,2 mld. Były minister finansów Mirosław Gronicki ostrzega, że na kondycję budżetu negatywny wpływ będą miały zwłaszcza dużo gorsze od założonych wpływy z podatku VAT. Jego zdaniem nowelizacja budżetu i podniesienie deficytu nawet do poziomu 30 – 35 mld zł są nieuniknione.