Estonia jest 17. krajem Eurolandu, przy tym najbiedniejszym. A pierwszym obywatele estońskim, który wziął euro z bankomatu był premier kraju, Andrus Ansip. Wyszedł akurat z teatru, gdzie odbywała się wielka feta z powodu walutowej rewolucji. W Brukseli była wtedy dopiero jedenasta wieczorem.
Można się spierać, który z dwóch ostatnich krajów członkowskich strefy euro — Estonia, czy Słowacja miały trudniej. Słowacja przyjęła euro w momencie, kiedy kryzys finansowy na całym świecie był w swoim najostrzejszym stadium. Estonia przyjmuje euro w momencie, kiedy kryzys finansowy jeszcze się nie skończył, a dodatkowo doszło do załamania w samej strefie euro i wielkich niewiadomych jest jeszcze więcej. I właśnie żeby pozbyć się jednej z nich przyjmuje wspólną walutę, mimo, że ta decyzja nie ma już za sobą większości obywateli, którzy nota bene kredyty mają naturalnie w euro. Jak wynika z ostatnich badań tylko 41 proc. Estończyków jest zadowolona z wstąpienia do strefy euro.
Korona która po stałym kursie 15,6466 była od 18 lat na sztywno z euro związana, stawała się jednak coraz bardziej sztuczną walutą. — To piękny pieniądz, tak ładnych banknotów nie ma żaden inny kraj w Europie, ale my już od dawna żyliśmy za euro — tłumaczy Kaja Koovit, szefowa działu ekonomicznego dziennika „Postimees”. —A nie obawia się podwyżek cen? — Nie, bo jest to dokładnie kontrolowane, nie mówiąc o tym, że już od wielu miesięcy mieliśmy na wszystkich produktach podwójne ceny — w euro i koronach. Trudno sobie wyobrazić, żeby nagle teraz handlowcy rzucili się do ich podwyższania, to byłoby zbyt oczywiste — dodaje. I kpi z kampanii przeciwników wspólnej waluty, która pod hasłem „Kupcie ostatni bilet na Titanica” starała się zapobiec wejściu kraju do Eurolandu.
Laureat ekonomicznego Nobla, Paul Krugman w swoich ostatnich publikacjach przed zakończeniem 2010 roku nie ukrywał swojego podziwu dla determinacji tego malutkiego kraju, który raz na zawsze chciał pożegnać się z radziecką spuścizną. Ostrzega jednak, że ta przemiana będzie drogo kosztować „Najlepsze gratulacje dla Estonii, ale i kondolencje jednocześnie. To nie jest już ta strefa euro, którą Wam obiecano” — pisze Krugman w felietonie dla „New York Timesa”.
Rząd Andrusa Ansipa przygotowując kraj do przyjęcia wspólnej europejskiej waluty przeprowadził ostre reformy. Drastycznie ograniczył wydatki, podwyższył niektóre podatki, tak aby deficyt nie przekroczył ustalonych dla strefy euro 3 proc. PKB. Dług publiczny Estonii nie przekracza dzisiaj 8 proc. PKB, podczas gdy u bogatszych krajów członkowskich wspiął się do 70-80 proc., a w niektórych nawet dobiega setki. Dla Eurolandu wejście Estonii, tak samo jak to było w przypadku Słowacji ma przede wszystkim znaczenie symboliczne. PKB Estonii wynoszący 14 mld euro to zaledwie 0,2 proc. PKB strefy euro, który dzisiaj wynosi 9,8 bln euro. Oznacza to, że będzie ona po Malcie najmniejszym krajem tak prestiżowego do niedawna klubu.