Ich oczekiwania przed rokiem były znacznie mniejsze. Przedstawiciele pracowników wielkich spółek przystąpili właśnie do negocjacji płacowych.
– Chcielibyśmy zwiększenia płacy zasadniczej w granicach 6 – 8 proc. – mówi „Rz” Andrzej Sikora z „Solidarności” w Azotach Tarnów. Rozmowy o podwyżkach zaczęły się już tu pod koniec 2010 roku. Zarząd, jak powiedział nam Sikora, zaproponował, aby wynagrodzenia w zakładach wzrosły o około 4,5 proc. Chciał przy tym podwyżkę rozbić na płacę zasadniczą i na nagrody motywacyjne, które są wypłacane tylko wtedy, gdy firma wypracowuje zysk. Organizacje związkowe nie chcą, aby wzrost wynagrodzeń był uzależniony od wyników. O kompromis nie powinno być trudno. W innych firmach udało się go osiągnąć, gdy rozbieżności były znacznie większe.
W Zakładach Azotowych Puławy, w których o podwyżkach rozmawiano już kilka miesięcy temu (rok obrachunkowy zaczyna się tam 1 lipca), związki proponowały 12 proc. podwyżki, a zarząd zaczął negocjacje z poziomu 0 proc.
– Stanęło na 3-proc. wskaźniku – mówi Sławomir Wręga, szef ZZ Pracowników Ruchu Ciągłego. Strony ustaliły też, że w marcu rozmowy na temat ewentualnych kolejnych podwyżek mogą być wznowione.
Także załoga i zarząd grupy Lotos doszły już do porozumienia. Na początku stycznia ustalono, że płaca zasadnicza wzrośnie o 4,5 proc., a uznaniowa premia – o 2 proc. Pierwotne propozycje obu stron były bardzo różne. Związki chciały nawet 15 proc. podwyżki. – Zarząd zaoferował najpierw 2 proc., czyli mniej, niż wynosiła inflacja, później zwiększył propozycje najpierw do 2,3 proc., a następnie do 3,5 proc. – wyjaśnia Grzegorz Szade, wiceszef związku inżynierów i techników w Lotosie. W 2010 roku płace w koncernie wzrosły tylko o 2 proc. – Myślę, że propozycja 10-proc. podwyżki nie będzie na początek przesadna – dodaje działacz z PKN Orlen.