W firmach, gdzie pracuje od dziesięciu osób, przeciętna płaca w marcu wyniosła 3,77 tys. zł. Choć to nominalnie o 3,8 proc. więcej niż rok temu, realnie oznacza to spadek o 0,1 pkt proc. Takie dane podał GUS. Ekonomiści spodziewali się zwolnienia dynamiki płac w związku z przesunięciami wypłaty premii w pierwszych miesiącach roku.
Jednak ich zdaniem dla konsumpcji indywidualnej ważne jest to, że coraz niższy jest wzrost funduszów płac. Nominalnie jest wyższy o 4,3 proc. niż rok temu, a realnie o 0,4 proc. – Niski popyt na pracę, wysokie bezrobocie i wyższe koszty pozapłacowe hamują podwyżki, ale spodziewam się też rosnących roszczeń płacowych w dużych firmach – tłumaczy Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku. Przewiduje, że płace będą rosły w kolejnych miesiącach w 4,5-proc. tempie. Agnieszka Decewicz, analityk BZ WBK, prognozuje, że ich wzrost nie będzie odbiegał od tempa wzrostu cen.
Dane pokazują stagnację zatrudnienia. Jest ono wyższe o 0,5 proc. w stosunku do sytuacji sprzed roku, ale o 0,1 proc. niższe niż miesiąc temu (ok. 4 tys. osób).
Większość analityków uważa, że słabe dane o wynagrodzeniach i stagnacja w zatrudnieniu powinny być argumentem dla RPP, by nie zmieniać stóp procentowych. Przyznają, że kluczowe będą dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej.
– Część członków RPP uważa, że dopiero wyraźne spowolnienie gospodarki może być argumentem przeciwko podniesieniu stóp – mówi Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.