Fed zadowolił rynki

Inwestorzy bardzo dobrze przyjęli decyzję amerykańskiej Rezerwy Federalnej o ilościowym luzowaniu polityki pieniężnej, czyli... dodruku pieniędzy

Publikacja: 15.09.2012 00:00

Fed zadowolił rynki

Foto: Bloomberg

Inwestorzy przyjęli z zadowoleniem to, że Fed rozpocznie nielimitowany czasowo skup instrumentów finansowych powiązanych z rynkiem hipotecznym zwanych MBS, podczas którego będzie co miesiąc nabywał papiery warte 40 mld dol. Liczą oni, że w wyniku tej operacji osłabnie dolar, a rynki zaleje fala świeżo drukowanych pieniędzy.

Psychologiczne skutki programu ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE3)  są już widoczne. Euro kosztowało w piątek po południu już nawet 1,31 dolara, za baryłkę ropy naftowej gatunku WTI płacono, po raz pierwszy od połowy maja, 100 dol. QE3 przyjęto z entuzjazmem na azjatyckich giełdach. Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu, zamknął się w piątek 2,9 proc. na plusie. W ciągu dnia większość europejskich indeksów rosła powyżej 1 proc. Nowojorski indeks S&P 500 otworzył się 0,3 proc. na plusie, po czwartkowej zwyżce o 1,6 proc. Jest on najwyżej od grudnia 2007 r.

– To był silny sygnał ze strony Fedu i jego szefa Bena Bernankego, ale musimy jeszcze trochę poczekać, czy te zwyżki są tylko kilkudniowym fenomenem. Mimo wszystko banki centralne zdjęły część niepewności z rynków – wskazuje Mike Lenhoff, główny strateg w londyńskiej firmie Brewin Dolphin Securities.

QE3 oznacza napływ kapitału także na rynki wschodzące, takie jak polski. Siłą rzeczy pomogło więc polskiej walucie. W piątek euro kosztowało 4,06 zł, dolar 3,10 zł, a frank szwajcarski 3,34 zł – najmniej od połowy ubiegłego roku. – Na rynku panuje euforia, ponieważ mamy QE3 bez limitu, a to zostało trochę lepiej odebrane przez inwestorów, ponieważ daje Fedowi większą możliwość dopasowywania się do sytuacji w Europie i Chinach – mówi Marek Rogalski z DM BOŚ.

Większość analityków wątpi jednak, że na fali działań Fed nastąpi większe umocnienie naszej waluty. – Po wcześniejszych programach, QE1 i QE2, widać było, że amunicja dosyć szybko się kończyła. Fed to wie, dlatego decyduje się na coraz bardziej radykalne i daleko idące działania – twierdzi Piotr Kalisz z Citi Handlowego.

Krzysztof Wołowicz z TMS Brokers uważa z kolei, że złoty w perspektywie najbliższych miesięcy pozostanie stosunkowo mocny. – Możliwe są oczywiście krótkoterminowe wahania spowodowane bieżącymi wydarzeniami, np. publikacją słabszych danych makro, jednak więcej czynników przemawia za silnym złotym – mówi. Ale nie widzi podstaw, aby złoty się umacniał tak gwałtownie jak nastąpiło to w pierwszej połowie 2008 r.

Prognozy są takie, że na koniec roku kurs złotego może być w okolicach obecnych poziomów, w najlepszym wypadku za euro zapłacimy 4 zł.

– W Polsce mamy spowolnienie gospodarcze i nawet jeśli nasza waluta byłaby w sztuczny sposób poprzez napływ kapitału napędzana, w pewnym momencie władze monetarne przyspieszyłyby obniżki stóp procentowych, a rząd interweniowałby werbalnie – mówi Kalisz. Piotr Łysienia z Banku Pocztowego zauważa, że złoty nie ma już zbytnio siły, żeby dalej się rozpędzać. – Nadchodzące dane z gospodarki nie będą zbyt dobre, a spowolnienie między trzecim a czwartym kwartałem będzie już głębsze – mówi.

Na wycenę naszej waluty wciąż najważniejszy wpływ ma to, co dzieje się w strefie euro, a tu zagrożeniem w najbliższym czasie może być powracający temat Grecji, a także kwestia ewentualnej pomocy finansowej dla Hiszpanii. – Mamy niejasność co do spełnienia przez Grecję kryteriów pomocy finansowej. Oficjalny raport trojki poznamy 8 października i może się okazać, że Grecja nie otrzyma pieniędzy z drugiego bailuotu (programu pomocowego) – tłumaczy Rogalski. Jego zdaniem to może być dosyć dobry pretekst do korekty, także na złotym. Pozostaje jeszcze pogarszająca się sytuacja gospodarcza w Chinach – to od tej gospodarki w dużej mierze zależna jest kondycja niemieckiego eksportu, a w ślad za nią i popyt na polskie produkty. – W pesymistycznym scenariuszu w połowie października za

euro będziemy płacić 4,15 zł – prognozuje analityk. Na razie nic nie zakłóca dobrych nastrojów na rynkach. W drugim tygodniu września wskaźnik apetytu na ryzyko (Risk Appetite Index – RAI), wyliczany przez ekonomistów banku Lloyds, zanotował wzrost i jest na najwyższym poziomie od marca 2007 r. – wynika z cotygodniowej noty banku. „W ciągu ostatniego tygodnia nasz wskaźnik apetytu na ryzyko, oparty na ruchach na światowych rynkach kapitałowych, walutowych, obligacji i surowców, podskoczył na najwyższy poziom od marca 2007 roku" – napisano w nocie.

Inwestorzy przyjęli z zadowoleniem to, że Fed rozpocznie nielimitowany czasowo skup instrumentów finansowych powiązanych z rynkiem hipotecznym zwanych MBS, podczas którego będzie co miesiąc nabywał papiery warte 40 mld dol. Liczą oni, że w wyniku tej operacji osłabnie dolar, a rynki zaleje fala świeżo drukowanych pieniędzy.

Psychologiczne skutki programu ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE3)  są już widoczne. Euro kosztowało w piątek po południu już nawet 1,31 dolara, za baryłkę ropy naftowej gatunku WTI płacono, po raz pierwszy od połowy maja, 100 dol. QE3 przyjęto z entuzjazmem na azjatyckich giełdach. Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu, zamknął się w piątek 2,9 proc. na plusie. W ciągu dnia większość europejskich indeksów rosła powyżej 1 proc. Nowojorski indeks S&P 500 otworzył się 0,3 proc. na plusie, po czwartkowej zwyżce o 1,6 proc. Jest on najwyżej od grudnia 2007 r.

Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej
Finanse
Norweski fundusz emerytalny z miliardową stratą
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem