To Polacy finansują Anglików

Demagogia nie przystoi monarchini. A do tego sprowadza się sugestia Elżbiety II, że emigranci nadużywają systemu socjalnego Zjednoczonego Królestwa

Publikacja: 22.05.2013 02:59

Polscy emigranci są młodzi i chętniej pracują niż Brytyjczycy Krzysztof

Polscy emigranci są młodzi i chętniej pracują niż Brytyjczycy Krzysztof

Foto: Reporter

Wygłoszona dwa tygodnie temu mowa tronowa, którą przygotował królowej premier David Cameron, ma usprawiedliwić szeroką reformę systemu imigracji. Ale zawarta w niej diagnoza mija się z prawdą.

Jak ustalił prestiżowy londyński National Institute for Economic and Social Research (NIESC), składki i podatki płacone przez imigrantów z Unii Europejskiej do brytyjskiego budżetu przekraczają aż o 37 procent zabezpieczenia socjalne, jakie ci w zamian otrzymują. Chodzi o grube miliardy funtów, które przyjezdni z Polski i innych krajów Wspólnoty przekazują na emerytury, opiekę zdrowotną czy dodatki rodzinne dla rodowitych Brytyjczyków. Łączna suma wypłat socjalnych brytyjskiego państwa wynosi bowiem prawie 550 mld funtów rocznie.

– Nadwyżka wpłat emigrantów do funduszu socjalnego jest kolosalna. To przeważnie ludzie młodzi, którzy rzadziej chorują. Są oni także znacznie bardziej skorzy do podejmowania pracy niż Anglicy – tłumaczy „Rz" Sarah Mulley, wicedyrektor Institute for Public Policy Research (IPPR) w Londynie.

O tym, że emigranci, w tym mieszkający w Wielkiej Brytanii Polacy, znacznie więcej dokładają do brytyjskiego budżetu, niż z niego otrzymują świadczą także dane cząstkowe. Okazuje się na przykład, że na 521 tys. naszych rodaków w wieku produkcyjnym, którzy legalnie mieszkają w Zjednoczonym Królestwie, zasiłek dla bezrobotnych (odpowiednik 1,4 tys. zł miesięcznie) pobiera w tej chwili zaledwie 14 tys. To 2,6 proc. osób zdolnych do pracy, trzykrotnie mniej wynosi w tej chwili ogólny wskaźnik bezrobocia w Wielkiej Brytanii.

Kropla w morzu subwencji

Polacy nie trafiają też wcale częściej do więzienia, gdzie – jak podkreślają tabloidy „Daily Mail" czy „Sun" – żyją na koszt brytyjskiego podatnika. W tej chwili na Wyspach jest bowiem za kratkami 807 naszych rodaków, czyli 155 na 100 tys. Polaków. Wskaźnik dla ogółu brytyjskiej ludności wynosi 149/100 tys.

Największe oburzenie w Wielkiej Brytanii wywołują jednak rzekome nadużycia w korzystaniu przez emigrantów z darmowej służby zdrowia. Bruksela gwarantuje obywatelom UE prawo do leczenia w nagłych przypadkach we wszystkich krajach Unii.

– Ta turystyka zdrowotna kosztuje nas dużo więcej niż 200 mln funtów rocznie. Emigranci tłoczą się w naszych szpitalach, zmuszając Brytyjczyków do długiego oczekiwania na zabiegi – tłumaczy w „Daily Telegraph" sekretarz ds. zdrowia Jeremy Hunt.

Ale sama konserwatywna gazeta prostuje tą liczbę: turystyka zdrowotna pochłania zaledwie 7 mln funtów rocznie, kroplę w ogólnych wydatkach National Health Service (110 mld funtów rocznie).

Ogólne wydatki na zabiegi zdrowotne z NHS dla kilku milionów emigrantów też pozostają marginalne. To nieco ponad 1 mld funtów, a więc proporcjonalnie zdecydowanie mniej, niż wynosi ich udział w brytyjskim społeczeństwie.

Lepiej unikać angielskiego lekarza

Polscy emigranci nie tylko nie nadużywają NHS, ale często wolą unikać jego usług, nawet gdy są w potrzebie. W samym Londynie działa już ponad 20 polskich przychodni, które świadczą usługi odpłatnie, ale lepszej jakości. Podobne placówki powstają także w innych miastach Wielkiej Brytanii.

– Każdego dnia przychodzi do nas blisko 100 pacjentów. Za wizytę u specjalisty, którą w ramach NHS mieliby za darmo, płacą 60 funtów. Ale u nas mają zapewnioną konsultację od razu, a nie po paru tygodniach lub nawet paru miesiącach, jak to jest w przychodniach publicznych. My stosujemy także bardziej wyśrubowane procedury obowiązujące w Polsce. Podam przykład: ciężarna w ramach NHS jest badana tylko przez pielęgniarkę, a ginekolog interweniuje jedynie w trudnych przypadkach. Tymczasem Polki są przyzwyczajone do opieki ginekologa od samego początku ciąży. Podobnie jest z badaniami USG. Z tego powodu z naszych usług korzysta coraz więcej rodowitych Brytyjczyków – tłumaczy „Rz" jeden z polskich lekarzy w Londynie.

Referendum na celowniku

W mowie tronowej 8 maja królowa oświadczyła, iż „nowe przepisy zagwarantują, że kraj będzie przyciągał ludzi, którzy przyczyniają się do wspólnej pomyślności, a odrzucał tych, którzy tego nie robią. Premier David Cameron ma nadzieję, że w ten sposób nie tylko powstrzyma wzrost w sondażach populistycznej UK Independence Party, ale także odbierze argumenty przeciwnikom integracji przed referendum w sprawie wystąpienia kraju z Unii, która ma się odbyć między 2015 i 2017 r. Polityka konserwatystów rzeczywiście może okazać się skuteczna: w minionych dwóch latach zdołali oni już ograniczyć liczbę przyjezdnych o jedną trzecią, do 160 tys. rocznie.

Wygłoszona dwa tygodnie temu mowa tronowa, którą przygotował królowej premier David Cameron, ma usprawiedliwić szeroką reformę systemu imigracji. Ale zawarta w niej diagnoza mija się z prawdą.

Jak ustalił prestiżowy londyński National Institute for Economic and Social Research (NIESC), składki i podatki płacone przez imigrantów z Unii Europejskiej do brytyjskiego budżetu przekraczają aż o 37 procent zabezpieczenia socjalne, jakie ci w zamian otrzymują. Chodzi o grube miliardy funtów, które przyjezdni z Polski i innych krajów Wspólnoty przekazują na emerytury, opiekę zdrowotną czy dodatki rodzinne dla rodowitych Brytyjczyków. Łączna suma wypłat socjalnych brytyjskiego państwa wynosi bowiem prawie 550 mld funtów rocznie.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Prognozy „Parkietu”.
Jak oszczędzać i inwestować w czasach spadających stóp procentowych?
Finanse
Czego może nas nauczyć Warren Buffett?
Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel
Finanse
Berkshire ze spadkiem zysków, rośnie za to góra gotówki
Finanse
Polacy niespecjalnie zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej