Jak dowiaduje się tygodnik „Bloomberg Businessweek Polska", marszałek Sejmu Ewa Kopacz zapowiedziała już posłom, że nie dostaną dodatkowych środków na biura. Zwykle uruchamiano specjalną rezerwę, która pozwalała na podniesienie o 500 zł ryczałtu, jaki parlamentarzyści dostają na prowadzenie swych biur w terenie. Obecnie jest to 12 tys. 150 zł miesięcznie. Powodem zamrożenia rezerwy jest konieczność nowelizacji tegorocznego budżetu państwa.
Posłowie zwracają jednak uwagę, że limit, choć został rok temu zwiększony, ciągle jest niewystarczający.
– Coraz trudniej utrzymać z niego siedziby w terenie i opłacić pracowników – mówi poseł Maciej Mroczek (RP), przewodniczący sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. – Nie jesteśmy w stanie zaproponować wynagrodzeń, które byłyby konkurencyjne na rynku.
Jak zwraca uwagę „Businessweek", z analizy wydatków biur poselskich wynika, że posłowie, choć oficjalnie walczą z zatrudnianiem pracowników na umowach cywilnoprawnych, sami coraz częściej po nie sięgają w swoich biurach w terenie. W nieoficjalnych rozmowach przyznają, że to jedna z form szukania oszczędności. W tym przypadku na ZUS. W 2011 r. wydatki biur poselskich na umowy o dzieło oraz zlecenia wynosiły ogółem 8,45 proc. globalnej kwoty wypłaconych ryczałtów. W zeszłym roku odsetek ten wzrósł do blisko 9 proc.
Jerzy Budnik (PO), wiceszef komisji regulaminowej, podkreśla, że niedostateczne środki powoduje oszczędzanie np. na opiniach ekspertów. Globalne wydatki na ten cel nie przekraczają w biurach poselskich 1 proc. „Businessweek" przedstawia, jak kształtuje się koszyk pozostałych wydatków.