W żadnym chyba kraju prywatyzacja nie idzie tak opornie jak w Rosji. Państwo wciąż kontroluje połowę gospodarki, ma 1795 przedsiębiorstw państwowych i 2337 spółek skarbu państwa. W tym roku skarb państwa miał sprzedać posiadane udziały na kwotę 427 mld rubli (13,2 mld dol.), tymczasem rzeczywiste wpływy wyniosą 50-65 mld rubli (1,58-2,05 mld dol.) zapowiedział dziś minister finansów Anton Siłuanow.
Prywatyzacja kuleje, a rząd tnie wydatki budżetowe, bo nie ma na nie dość pieniędzy. W tym roku pod młotek miały pójść akcje m.in. diamentowej Alrosy, energetycznego Inter RAO, zarządcy wszystkich wodnych elektrowni RusHydro, banku VTB i Rossielchozbanku, paliwowej Zarubieżnieft i największego armatora Rosji - Sowkomflot. Jednak opór szefów tych firm przed prywatyzacją jest tak silny, że Kremlowi nie starcza determinacji do ich sprzedaży.
W lipcu powstał kolejny program prywatyzacji na następne lata. Ma dać budżetowi wpływy ok. 1,7 bln rubli (50 mld dol.). Największe przeznaczone do sprzedania w całości firmy to m.in. lotniska moskiewskie Szeremietiew i Wnukowo; największy operator telefonii stacjonarnej Rostelekom, korporacja nowoczesnych technologii Rosnano czy największy producent zbożowy OZK. Częściowa sprzedaż akcji obejmie m.in. narodowego przewoźnika Aerofłot, monopolistę w przesyle ropy - Transneft.
Dotychczas największą transakcją pozostaje sprzedaż 7,58 proc. akcji Sbierbnaku za ok. 160 mld rubli (4,8 mld dol.). Ta jedna transakcja stanowiła 80 proc. rosyjskich dochodów prywatyzacyjnych minionego roku.