Chodzi o Albanię, Czarnogórę, Islandię, Lichtenstein, Norwegię i Ukrainę, które w minionym tygodniu przyłączyły się do Unii, USA i innych państw wspierających sankcje wobec Rosji. Dwa pierwsze państwa mają status kandydatów do Unii a trzy kolejne wchodzą do unijnej strefy wolnego handlu. Przyłączenie się Ukrainy ma wymiar symboliczny. Gruzja przyłączyła się do sankcji, ale tylko wobec Krymu.
Przyłączając się do sankcji sześć państwa zobowiązało się do wprowadzenia zakazu wjazdu dla biznesu i osób z czarnej listy sporządzonej przez USA i Unię. Banki na ich terenie nie mogą finansować rosyjskich firm, a miejscowe firmy - sprzedawać do Rosji m.in. broni i technologii i urządzeń wydobywczych.
Teraz Rosja chce odpowiedzieć na to embargiem na żywność z tych państw. „W rządzie gotowe jest już rozporządzenie w tej sprawie" - dowiedziała się agencja Nowosti. Moskwa analizuje też postawę Gruzji. Gdyby i ona trafiła na listę objętych embargiem, to znów gruzińskie wina, wody mineralne oraz owoce i warzywa miałyby szlaban na wjazd na rynek sąsiada.
Na razie w samej Moskwie pojawił się nowy pomysł co zrobić z zatrzymaną na granicy zakazaną żywnością (510 ton). Wcześniej rząd chciał ją zniszczyć, ale Anatolij Aksakow, szef komitetu gospodarczego Dumy proponuje rozdanie zagranicznych produktów najbiedniejszym Rosjanom. Nie jest to jednak pomysł deputowanych, ale samych Rosjan, którzy protestowali przeciwko niszczeniu dobrej żywności. Pod protestem w tej sprawie na portalu change.org podpisało się 150 tysięcy obywateli Federacji.
W ten sposób wielu miałoby okazję po raz pierwszy pokosztować najlepszych (i bardzo w Rosji drogich) francuskich serów i innych zachodnich delikatesów.