Ten rytuał powtarza się każdej jesieni. Młodzi ludzie zapełniają drugie piętro Empiku, gdzie odbywa się przedsprzedaż biletów. Jedni w grupach, inni samotnie – wszyscy najpierw uważnie studiują program imprezy i zakreślają interesujące ich tytuły, a potem ustawiają się w długie kolejki do kasy. – Na razie jest spokojnie – mówi Gosia obsługująca widzów. – Najwięcej ludzi przychodzi zwykle po 17, gdy kończy pracę. Jednak prawdziwe oblężenie czeka nas w czwartek. Tłumy zwykle pojawiają się na dzień przed rozpoczęciem imprezy.
W tym roku czekają na nie trzy kina: Kinoteka, Luna i Palladium. Zniknął Relax, przerabiany na luksusowe delikatesy.
– Niepokoję się, że zabraknie biletów na filmy – mówi stojąca w kolejce Justyna. – To już mój dziesiąty festiwal. Nie jestem co prawda emocjonalnie związana z Relaksem, ale tam była ogromna sala. Gdy widzę, jak na tablicy informacyjnej pojawiają się czarne krzyżyki oznaczające brak miejsc na seanse, przechodzą mnie ciarki.
– Nie dramatyzowałabym – dorzuca Agnieszka, badaczka rynku. – Dotychczas nie chodziłam na festiwal. Lubię kino, ale denerwowały mnie kilometrowe kolejki i medialny szum wokół imprezy. Teraz ta wrzawa opadła. Znowu jest miejsce dla sztuki.
Brak Relaksu to niejedyna zmiana na tegorocznym przeglądzie. Po raz pierwszy odbędą się aż cztery konkursy. Jednak – wśród 190 obrazów z 55 krajów – szukają tego, co dla nich najciekawsze. – To będzie mój trzeci festiwal i kolejny raz wybrałem krótkometrażówki – mówi Michał, nauczyciel angielskiego. – Dla mnie to esencja kina: maksimum treści w pięć do dziesięciu minut.