Przyzwyczailiśmy się do tego, że w kinie monopol na wywoływanie wzruszeń i śmiech mają komedie romantyczne lub obrazy familijne. Warszawski przegląd jest miejscem wytchnienia od tej papki – tu filmy pozwalają uciec od sentymentalizmu i łatwych wzruszeń.
Tak właśnie działają „Sztuczki” Andrzeja Jakimowskiego pokazane na otwarcie festiwalu. Mały Stefek widzi na dworcu w Wałbrzychu mężczyznę i zaczyna wierzyć, że to jego ojciec, który kiedyś porzucił rodzinę. Chłopiec zaklina więc rzeczywistość, stara się przekupić los drobnymi ofiarami, by odzyskać ojca. Jakimowski odkrywa przed nami dziecięcy sposób widzenia świata. Rzuca również wyzwanie schematowi kina familijnego. Pokazuje, że o potrzebie miłości można opowiadać dyskretnie, delikatnie.
Jednym z faworytów publiczności będzie zapewne norweskie „Przeminęło z kobietą” Pettera Naessa. Tytuł nawiązuje do romansu wszech czasów, czyli „Przeminęło z wiatrem”. Tyle że w filmie Naessa próżno szukać romantycznej otoczki. Nie ma też silnej kobiety, jaką była Scarlett, oraz szorstkiego amanta w typie Retta Butlera. Jest za to nieporadny mężczyzna i wkraczająca z impetem w jego życie Marianne. On nie potrafi się odnaleźć w ich związku. Ona najczęściej paple bez sensu.
Naess wydobywa z tej relacji absurdalny humor. Zamiast gorących porywów serca widzimy wikłanie się bohaterów w kuriozalne sytuacje – m.in. gdy Marianne co pięć minut wpada na inny pomysł, gdzie chce spędzić wakacje. Wszystko zaś zmierza do mądrej puenty, choć podanej w przewrotny sposób: miłości trzeba się nauczyć.
„Przeminęło z kobietą” jest znakomitą odtrutką na romansidła. Z kliszami miłosnych historii rozprawia się również „Jesienny bal” Veiko Ounpuu z Estonii. W smutno-gorzkiej opowieści o samotnych ludziach spragnionych bliskości poszczególne sceny smakują zdecydowanie lepiej niż całość. Mnie przypadła do gustu najbardziej symboliczna – pewien sfrustrowany portier bije reżysera komedii romantycznych, robiąc z jego twarzy krwawą miazgę.