To trudny temat. Kukliński, pracując w sztabie generalnym Wojska Polskiego, w latach 1972 – 1981 przekazał CIA 40 tys. stron tajnych dokumentów Układu Warszawskiego.
Dariusz Jabłoński pracował nad tym filmem pięć lat. Zrobił obraz bardzo rzetelny – to również dzięki niemu CIA odtajniło część teczek dotyczących m.in. polskiego stanu wojennego. Ocenę materiału faktograficznego zostawiam jednak historykom. Ale „Gry wojenne” to także interesujący portret człowieka.
[wyimek]Dziś dokumentaliści często zamieniają się w dziennikarzy i na oczach widzów zdobywają materiały [/wyimek]
W prasie pojawia się zarzut, że Jabłoński zrobił film o sobie, nie o Kuklińskim. Zarzut niesprawiedliwy. Reżyser namawiał pułkownika na rozmowę przed kamerą. Ten długo się wahał. Gdy wyraził zgodę na wywiad spowiedź, nie zdążyli go nagrać. Pułkownik zmarł nagle na udar mózgu. Jabłoński zdecydował się kontynuować pracę, ale musiał wziąć na siebie ciężar narracji, sam stanąć przed kamerą. I nie ma co posądzać go o narcyzm. Dziś dokumentaliści często zamieniają się w dziennikarzy i na oczach widzów zdobywają materiały, przeprowadzają rozmowy, próbują się zbliżyć do prawdy o ludziach i zjawiskach. Za zrealizowany w taki sposób „Fahrenheit 9/11” Michael Moore dostał w Cannes Złotą Palmę. Podobną metodę przyjął też w „Buncie” Andriej Niekrasow, towarzysząc z kamerą Litwinience, a po jego śmierci rozmawiając z Politkowską i innymi.
Jabłoński nagrywa rozmowy z ludźmi po obu stronach muru. Dociera do agentów CIA, którzy nigdy nie pokazują publicznie twarzy, umawia się z polskimi politykami i z generalicją ZSRR. Zdobywa materiały, o których dotąd krążyły legendy, m.in. zeszyty Anoszkina.