Reklama

Subtelny film o uczuciach

W "Hanami – Kwiat wiśni" Niemka Doris Dörrie opowiada o bólu odchodzenia i tęsknocie za tymi, których nie ma

Publikacja: 29.01.2009 20:32

"Hanami – Kwiat wiśni”: bohaterów filmu łączy tęsknota za tymi, co odeszli

"Hanami – Kwiat wiśni”: bohaterów filmu łączy tęsknota za tymi, co odeszli

Foto: Materiały Promocyjne

Na pierwszy rzut oka ten film dzieli się na połowy o zupełnie innej stylistyce. Ale przecież jest coś, co obie części łączy: opowieść o uczuciach.

Początek jest jak w społecznym dramacie. Dörrie z przenikliwością obserwuje drobne gesty i spojrzenia bohaterów, wychwytuje nastroje. Rudi i Trudi mieszkają w małym niemieckim miasteczku. Razem przeżyli wiele lat. Ona kiedyś marzyła, by zostać tancerką Butoh. Ale życie wtłoczyło ją w rolę gospodyni domowej. On wychodził z tą samą teczką do tej samej pracy, biorąc na drugie śniadanie jabłko, które niezmiennie oddawał koledze. Po robocie wracał do domu, gdzie czekały na niego pantofle i obiad.

Wychowali troje dzieci, ale na starość zostali sami. Syn i córka są w Berlinie, drugi syn w Japonii. Szanują rodzinne więzi, ale nie mają na nic czasu. Kontakt z matką i ojcem staje się dla nich uciążliwym obowiązkiem.

Zresztą rodzice, pogodzeni z losem, nie narzucają się. Teraz tylko żona wie, jak mało życia pozostało mężowi, u którego wykryto nieoperacyjnego raka. Ale to ona umrze pierwsza. Nagle. I on dopiero wtedy odkryje, ile dla niego znaczyła. W tym momencie zaczyna się inny film. Rudi, wiedząc, że żona wyrzekła się dla niego własnych pasji, pojedzie do Japonii śladem jej marzeń. Może chce po tylu latach inaczej spojrzeć na kobietę, z którą spędził życie? Ukoić żal, że nie starał się jej zrozumieć? I kiedyś, gdy znów się spotkają, opowiedzieć o rozkwitających kwiatach wiśni?

"Hanami" to także film o śmierci i o tęsknocie za tymi, którzy odchodzą. O żalu, że zbyt mało im daliśmy. W Japonii stary Niemiec spotka młodziutką Japonkę, która straciła matkę, ale wierzy, że komunikuje się z nią poprzez taniec. Dwoje ludzi, których dzieli wiek, język, doświadczenie, kultura, połączy przyjaźń. Oboje, samotni i opuszczeni, tęsknią za tymi, których już nie ma.

Reklama
Reklama

Te tak różne połówki filmu – ciemnoszarą niemiecką i różowo -pastelową japońską – łączy podobna wrażliwość. I motto jak z księdza Twardowskiego: "Śpieszmy się kochać ludzi". Dorrie świadomie nawiązuje do wątków z filmów Yasujiro Ozu. Gdy zabraknie ojca, zapracowane dzieci też przeżyją katharsis. W jego japońskiej wyprawie dostrzegą coś więcej niż fanaberię nieznośnego starca.

Dörrie zrobiła film bardzo osobisty. Nie ukrywa, że sama starała się uporać z bólem po śmierci męża, a także rozliczyć z własnego stosunku do rodziców. Nie boi się wzruszenia, gra na najbardziej czułych strunach, chwilami niebezpiecznie zbliża się do granicy sentymentalizmu i kiczu. Ale jej nie przekracza. Przypomina tylko banalne prawdy, o jakich często zapominamy. W końcu na tym też polega rola sztuki.

 

 

 

 

Reklama
Reklama

Na pierwszy rzut oka ten film dzieli się na połowy o zupełnie innej stylistyce. Ale przecież jest coś, co obie części łączy: opowieść o uczuciach.

Początek jest jak w społecznym dramacie. Dörrie z przenikliwością obserwuje drobne gesty i spojrzenia bohaterów, wychwytuje nastroje. Rudi i Trudi mieszkają w małym niemieckim miasteczku. Razem przeżyli wiele lat. Ona kiedyś marzyła, by zostać tancerką Butoh. Ale życie wtłoczyło ją w rolę gospodyni domowej. On wychodził z tą samą teczką do tej samej pracy, biorąc na drugie śniadanie jabłko, które niezmiennie oddawał koledze. Po robocie wracał do domu, gdzie czekały na niego pantofle i obiad.

Reklama
Film
Marcin Dorociński, przeboje z Cannes i nie tylko
Film
Stare kino jest jak dobre wino i coraz popularniejsze
Film
Gdynia 2025: Holland, Machulski, Pasikowski i Smarzowski powalczą o Złote Lwy
Film
„Follemente. W tym szaleństwie jest metoda”, czyli randka w ciemno
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Film
Trudne wyzwania imigranckich dzieci z wiedeńskiej podstawówki
Reklama
Reklama