Argentyński lekarz wywodzący się z arystokratycznej rodziny. Bliski współpracownik Fidela Castro. Od ponad 40 lat najlepiej rozpoznawalny w świecie symbol lewackiej rewolucji. Anarchizująca ikona popkultur. Ten człowiek, Che Guevara, niedawno reklamował w Polsce jedną z sieci telefonii komórkowych. W niepamięć puszczono jego życiową drogę: od podszytego fanatyzmem idealizmu do dyktatury i zbrodni.
Ponadczterogodzinną, podzieloną na dwie części, hagiografię tego – co najmniej dwuznacznego bohatera – wykorzystującą w scenariuszu jego dzienniki, nakręcił Steven Soderbergh z Benicio Del Toro w roli tytułowej. To właśnie aktor namówił go do tej realizacji i został głównym producentem.
Pierwsza część, w której towarzyszymy drodze Che Guevary na szczyt, wchodzi właśnie do naszych kin. Che poznał Fidela Castro (Bichir) za sprawą jego brata Raula (Santoro) w Meksyku w 1956 r. Obaj byli wygnańcami: Castro po nieudanej próbie wywołania rewolucji na Kubie w 1953 r., Guevarę zmuszono do ucieczki z Gwatemali.
Okazało się, że łączy ich tak wiele, że kilka miesięcy później popłynęli razem statkiem na Kubę, a wraz z nimi 82 potencjalnych rewolucjonistów. Ostatecznie na wyspę dopłynęło 12.
Wykorzystując niezadowolenie wieśniaków z reżimu Fulgencia Batisty, udało się sformować z nich rebeliancką armię. Oglądamy więc kolejne potyczki z wojskiem Batisty i wspinaczkę Che po szczeblach rewolucyjnej kariery. Ale także mir, jakim się cieszył wśród podkomendnych. Ta część kończy się zwycięstwem i triumfalnym wkroczeniem rewolucyjnej armii do Hawany 1 stycznia 1959 r.