Pomagamy fotografując

O trudach bycia fotoreporterem wojennym i Bractwie Bang Bang z Gregiem Marinovichem rozmawia Marcelina Obrzydowska

Publikacja: 07.10.2012 19:00

Bractwo Bang Bang podczas walk w Thokozie (RPA) w 1994 r., w czarnej koszulce postrzelony Greg Marin

Bractwo Bang Bang podczas walk w Thokozie (RPA) w 1994 r., w czarnej koszulce postrzelony Greg Marinovich, z tyłu śmiertelnie ranny Ken Oosterbroek

Foto: Reuters/Forum

Red

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego? Tak mam rozumieć termin „bractwo"? Bracia wojenni fotoreporterzy?

– Bractwo Bang Bang ukształtowało się w latach 90., gdy wraz z innymi fotoreporterami dokumentowaliśmy w RPA przemiany polityczne u schyłku epoki apartheidu. W najgorętsze i najbardziej krwawe rejony zapuszczaliśmy się wspólnie z Kenem Oosterbroekiem, Kevinem Carterem i João Silvą. Nazwa ta jednak przyszła z zewnątrz, nie od nas samych. „Zawdzięczamy" ją jednemu z lokalnych dziennikarzy, który w 1992 r. pisał o nas artykuł. Nazwę podłapały szybko inne media. Tak już zostało...

Zobacz na Empik.rp.pl



... ale skład jest inny.



– W kwietniu 1994 r. w Thokozie zginął Ken Oosterbroek. Kilka miesięcy później samobójstwo popełnił Kevin Carter. W tym samym roku straciłem dwóch przyjaciół.



Carter zabił się wkrótce po otrzymaniu Pulitzera.

– Kevin był wspaniałym fotografem, towarzyszem i bardzo wrażliwą osobą. Ale miał też wiele problemów, które praca z tak dużym obciążeniem psychicznym pogłębiła. Oliwy do ognia dolewały również narkotyki. Na pewno pogrążyła go też sprawa sfotografowanej w Sudanie wygłodzonej dziewczynki i czyhającego na nią sępa...

Pulitzera dostał właśnie za nie...

– ... ale od razu rozpoczęła się ostra debata nad tym, dlaczego zamiast fotografowania ludzkiego nieszczęścia, nie uratował dziewczynki. Sądzę, że był to jeden z głównych czynników, które doprowadziły do ostatecznego załamania i w konsekwencji do śmierci.

Nie taka jest rola fotoreportera?

– Fotoreporter pomaga, gdy zbiera materiał i niesie go światu.

Kwestia waszej odpowiedzialności poruszana jest również w kontekście zdjęcia, za które ty w 1991 r. dostałeś Pulitzera. Na twoich oczach podpalono i zabito człowieka...

– Tak.

Potem, jak wyjaśniasz w książce, wysłano po ciebie policję, która miała skłonić cię do zeznań, które posłużyłyby ówczesnemu rządowi do rozgrywek politycznych. Ale nie jesteś zbyt rozmowny. Wróćmy zatem do Bractwa... Co stało się po śmierci Kena i Kevina?

– Fotografowaliśmy dalej, a w 2000 r. João i ja wydaliśmy książkę, która przedstawia historię naszej czwórki na tle tamtych dni.

10 lat później wykonywał zlecenie w Afganistanie...

– Miał wtedy miejsce nieszczęśliwy wypadek, w wyniku którego stracił obie nogi poniżej kolan. Mina.

Zostałeś ty.

– Z pracy fotoreportera wojennego zrezygnowałem. Jest to zbyt obciążające. Nie tylko dla mnie, ale również dla bliskich. Odkąd mam rodzinę, dużo ostrożniej dobieram zlecenia.

Ale w galerii Pauza w Krakowie pośród swoich prac fotograficznych prezentujesz także dokumentację z sierpniowych wydarzeń z Marikany w RPA.

– Tak. Jest to materiał, który zebrałem na dzień przed i na dzień po tym, jak w wyniku konfrontacji z policją zginęło 45 strajkujących górników. W dniu samej masakry w tamtych okolicach mnie nie było.

Policja strzelała wtedy do czarnoskórych górników. Nad RPA wisi groźba powtórki apartheidu?

– Wśród strzelających policjantów nie było tylko białych. W tym sensie agresja ta nie była oparta na uprzedzeniach rasowych. Sądzę jednak, że apartheid istnieje, ale bardziej w kontekście klasowym. Pokazały to wydarzenia w Marikanie, po których pojawiły się kolejne protesty o podobnym charakterze, i trwają one do dziś. Na szczęście obecne demonstracje nie zbierają już tylu ofiar co sierpniowe.

Podczas pobytu w 1992 r. w Polsce zarejestrowałeś „Warszawski cyrk". Czy po to przyjechałeś?

– Przyjechałem, by trochę odpocząć. Za dużo się we mnie zebrało.

A teraz?

– Pracować. Ale już nie na froncie.

Greg Marinovich – (ur. w 1962 r., RPA) fotoreporter, dokumentalista, współautor książki „Bractwo Bang Bang: Migawki z ukrytej wojny", której polska edycja (tłum. Wojciech Jagielski) ukazała się właśnie nakładem wyd. SQN. Zdobywca wielu prestiżowych nagród, w tym Pulitzera (1991). Publikował m.in. w „Time", „Newsweeku", „The New York Timesie". Do 21 października w krakowskiej galerii Pauza można podziwiać cykl jego prac „Warsaw Circus".

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego? Tak mam rozumieć termin „bractwo"? Bracia wojenni fotoreporterzy?

– Bractwo Bang Bang ukształtowało się w latach 90., gdy wraz z innymi fotoreporterami dokumentowaliśmy w RPA przemiany polityczne u schyłku epoki apartheidu. W najgorętsze i najbardziej krwawe rejony zapuszczaliśmy się wspólnie z Kenem Oosterbroekiem, Kevinem Carterem i João Silvą. Nazwa ta jednak przyszła z zewnątrz, nie od nas samych. „Zawdzięczamy" ją jednemu z lokalnych dziennikarzy, który w 1992 r. pisał o nas artykuł. Nazwę podłapały szybko inne media. Tak już zostało...

Pozostało 86% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów